Wcale nie dlatego, że nie może. Nie śpiewa, bo z czeluści smukłej butelki zakończonej czarnym koreczkiem i tak nikt by nie usłyszał jego zawodzeń.
Czarna M. rozpoczyna się akordem szafranowym, bardzo, bardzo intensywnym, uparcie przywodzącym na myśl ogórki kiszone (tak, w Omni akord jest jakby podobny, ale przeplatany innymi nutami i nie razi mnie, nie przeszkadza, lubię Omnię). Te pierwsze nuty na wskroś są irytujące.
Chęc posiadania Manii na półce zrodziła się we mnie wraz z okresowym zakupem sterty próbek na allegro. Jedna z nich (decant, ofkors) opisana była "Mania - stara wersja". Po aplikacji uwierzyć wprost nie mogłam, że oto mam na nadgarstku zapach najpiękniejszy z pięknych, najcudowniejszą w świecie kompilację owoców (?) i przypraw. Do głowy mi nie przyszło, że próbka decant, zwłaszcza jeśli COŚ JUŻ INNEGO W NIEJ PRZEDTEM BYŁO, może nie oddawać zbyt wiernie charakteru testowanego zapachu. No ale nic, zakochałam się, zapolowałam na allegro, zawalczyłam jak lwica i za, jak na mój gust, niezbyt wygórowaną cenę jak na unikat (nie lubię tego slowa jakoś...) stałam się posiadaczką pełniuchnej pięćdziesiątki. I tu koniec sielanki nastapił. To, co w próbce zdawało mi się byc "moją" Mańką, okazało się być, pięknym wprawdzie, ale ogórkowo-kwiatowo-drzewnym kompotem. Bez owoców. Mania jest zapachem kobiety dojrzałej, elegackiej. Nie jestem zwolenniczką kategoryzowania zapachów na "dżinsowo-spódniczkowe" , "biurowe" i "wieczorowe". Ale Mania+dżinsy...neee. Se ne da. Kostiumik, szpilki, coś w tym stylu (zdecydowanie nie suknia wieczorowa).
Najbardziej denerwuje mnie to, że ilekroć trzymam już w ręku aparat celem uwiecznienia Maryśki i wystawienia - zazywam "ostaniego niucha" z nadgarstka, żeby się utwierdzić w przekonaniu, że ogórki owszem, ale na talerzu - ogórków nie ma. Po prostu nie ma. No nie ma. I bądź tu mądra i pisz wiersze. Jest cudowna przyprawowa smuga, przepiękne goździki, szczypta wanilii i kurczę jakies drewienko, w składzie go nie widzę ale to musi być drewienko. Całość bardzo stonowana, "przyklejna" i nie wijąca się w konwulsjach za noszącą. Zero słodyczy.
Aha. Cudownym mixem z próbki okazało się być połączenie Nirmali i Manii . Za Nirmalą uganiam się od miesięcy (jednak) celem jej połączenia z szafranowym dziwakiem - bez efektu niestety... Testuję uparcie w różnych temperaturach (kupiłam zimą), ale nie odważyłam się jak na razie wyjść w niej z domu. Jest przewrotna, wkurzająca, kapryśna, temperaturozależna. Nie wiem, czy mi się podoba i nie wiem co mam z nią zrobić. Pokochać...?
EDIT: nie pokochałam. Szafran zrobił wszystko, aby tak być nie mogło. Znalazła nową mamusię...
Używam tego produktu od: już nie
Ilość zużytych opakowań:...