Jestem rozomanka i Chanelomanka, wiec jesli te dwie manie lacza sie w jedno, powstaje roz Chanel, a to oznacza: obsesje.
Mialam ogromne szczescie, poniewaz wpadlam do perfumerii bladzac slepiami od progu jak bazyliszek w poszukiwaniu mojego cudenka i gdy tylko me baczne oko je dojrzalo, pognalam jak sep w tamtym kierunku. Obok mnie wyrosla spod ziemi przesympatyczna pani i dowiadujac sie, ze marzy mi sie wlasnie Blush Horizon otworzyla szuflade ukazujaca moim oczom puste dno i w samym rogu jedno zablakane czarne opakowanie. ‘Ma pani szczescie, to ostatni’ – oznajmila mi z obcym niemieckim akcentem, a ja prawie wyrwalam jej mego skarba z rak nie mogac uwierzyc, ze trzymam go w rekach. Za namowa owej przesympatycznej pani przekonalam sie do jeszcze kilku innych limitowanek, spedzajac w Douglasie 1,5h ku wielkiemu przerazeniu mojego lubego, ale najwazniejsze bylo juz w moich lapkach :jupi:.
W domu nieomieszkalam zrobic kilka fotek, nie tylko na wizaz, ale tez dla potomnosci, tak wiem, oszalalam. To nic nowego.
Roz – nawet jak na Chanel – jest dosyc drogi, kosztuje 55 euro, ale wynagradza nam to ogromna pojemnosc. Jest go az 15g, podczas gdy Joues Contraste pakowane sa po 4g, a Les Tissages de Chanel po 5,5g.
Opakowanie standardowe, identyczne jak wszystkich kompaktow tej marki, oczywiscie czarny welurek, tym razem podwojny, poniewaz pedzelek jest pakowany oddzielnie. Roz zajmuje cala powierzchnie kasetki, a wiec pedzelek sie do srodka nie zmiescil.
Tekstura piesci me oko. Z wygladu niby zwykle paski, ale na mnie dzialaja przyciagajaco, niektore sa matowe, niektore satynowe, kilka polyskuje drobinkami. Napis Chanel ogromny, wypukly, rzuca sie w oczy jako pierwszy.
Biore do reki bialy, ukosnie sciety pedzel i ostroznie omiatam wszystkie paski. Nabiera sie od razu, jest bardzo miekki, nie robi jednak zadnego pylu, jego tekstura jest zwarta, kolory nie mieszaja sie w kompakcie, tylko na pedzlu. W opakowaniu wciaz tworza idealny prawie arytmetyczny wzor, natomiast na pedzlu dzieja sie cuda.
Jego odcien to cos nie do opisania, nie ma w sobie nic z pomaranczy, jest koralowy, ale roz nie jest typowym odcieniem landrynki, jest przesycony jarzebina, ma w sobie cos z brzoskiwini. Zlote drobinki widoczne na powierzchni tworza na buzi spokojna satyne.
Pigmentacja w przeciwienstwie do pozostalych, standardowych rozy Chanel (a poza Bush Horizon mam ich jeszcze 6), jest intensywna, bardzo latwo o mocne rumience, musze jednak przyznac, ze polaczone ze spokojnym zlotobrazowym cieniem, delikatna szminka i wytuszowanymi na czarno rzesami (bez eyelinera i kredki na powiece) wyglada przepieknie, tak dziewczeco, buzia wydaje sie mloda, swieza, jakby zarumieniona powietrzem.
Wydajnosc niesamowita, mimo uzywania kazdego dnia nadal wyglada jak nowka sztuka.
Moim zdaniem zapachu tutaj brak, ktoras z dziewczyn napisala, ze pachnie pudrowo. Byc moze to sprawka tego, ze mam lekki katar, ale nie czuje tutaj zadnego zapachu, a pozostale (standardowe) roze Chanel z mojej kolekcji pachna bardzo intensywnie.
Roz jest ze mna caly dzien, jego trwalosc to standard tej marki, jest calodobowa, nie trzeba nosic ze soba dla poprawek, sa zbedne. W ciagu dnia
wywoluje usmiech na mej twarzy za kazdym razem, gdy spojrze w lustro, jest niesamowity, tak pieknie dopasowuje sie do karnacji.
Wieczorem czas zejsc na ziemie, az zal mi robic demakijaz, ale wiem, ze nastepnego ranka bede mogla ponownie sie od niej oderwac i poczuc jak ksiezniczka ;).
Używam tego produktu od: 3 tygodni
Ilość zużytych opakowań: w trakcie 1