Małe sprostowanie: na opakowaniu widnieje 16 gramów.
Lubię kolorówkę Guerlain mimo że prawie nie maluję się. Uważam że nadal trzymają dobry poziom. Może (również) dlatego, że nie zagarnął ich jeszcze LOreal, drastycznie zaniżający jakość wszystkich marek które bierze pod swoje skrzydła (widać to szczególnie po Lancome i po Helence. Od LOreala kupuję tylko La Roche Posay).
POWODY ZAKUPU
Na codzień nie używam podkładów, kremów tonujących, pudrów prasowanych, pudrów sypkich, korektorów, baz, rozświetlaczy, różu, tuszu, cieni, kredek, eyelinerów, szminek, konturówek, kolorowych błyszczyków, lakierów do paznokci, czy co tam jeszcze.
Jednak zawsze obowiązkowo muszę mieć w domu JEDNO MAGICZNE COŚ do lekkiego podrasowania cery. 4 lata temu miałam tzw. puder ze słonikiem firmy Lancome. Był to ładny brąz, koralowa czerwień oraz pastelowy, prawie biały róż. Idealna kolorystyka do mojej dość ciemnej, beżowo-żółtej karnacji. Zużyłam go niemal do dna. Niestety była to letnia edycja i potem już nigdy więcej nie znalazłam takiego zestawu kolorów u żadnego producenta. Owszem, kupiłam w tym czasie kilka wysokopółkowych produktów co do których miałam nadzieję że zastąpią słonika. Jednak żadnemu się to nie udało.
ZAKUP
Gdy tylko na Wizażu zobaczyłam Terra Azzurra, to wsiadłam w samochód, pojechałam do sklepu i po prostu kupiłam, bez żadnych przymiarek i debatowania. Wiedziałam, że to jest właśnie puder na który czekałam 4 lata więc trzeba brać, a nie zastanawiać się.
STRONA TECHNICZNA (MASAKRA)
Opakowanie jest kretyńskie, z góry uprzedzam. Ok, solidne, drewniane, z lusterkiem, w praktycznej (lecz okrutnie szkaradnej) grubej torebeczce która świetnie chroni przed wstrząsem czy pęknięciem. Brak pędzelka czy gąbki i brak miejsca na włożenie go gdziekolwiek. Produkt kosztuje 329 PLN więc za tę cenę musimy oczywiście otrzymać dawkę fajerwerków typu jakieś tam wyszukane drewno z jakiegoś tam egzotycznego lasu, etui sygnowane przez jakiegoś tam Emilio (nie znam gościa, a etui brzydkie).
Puderniczka to totalna masakra: NIE jest jedną całością, tylko część z lusterkiem jest zdejmowana i osobno jest część z pudrem. Do używania czegoś takiego jest potrzebna trzecia ręka której (niespodzianka?) NIE MAM. Jedną ręką trzymam lusterko, drugą ręką pędzel (częściej bawełnianą poduszeczkę) a część z pudrem turla się gdzieś po stole, nie mogę jej przytrzymać, bo nie mam tej trzeciej ręki. A wiadomo przecież, że najlepiej nabiera się puder, trzymając go w dłoni i "czując" ile go nabieramy. W domu można ten temat ogarnąć, trzymając w ręku puder i korzystając z lustra ściennego. Jednak wszędzie poza domem robi się z tego cyrk, rozkładanie pudru na osobne elementy, potem celowanie na magnesy żeby zamknąć to w jedną całość. O szybkim użyciu tego w samochodzie stojąc na światłach to już w ogóle nie ma co marzyć. Podsumowując: pretensjonalny przerost formy nad treścią, wydumany nadęty design wziął górę nad elementarną wygodą używania.
SEDNO SPRAWY: DZIAŁANIE
Efekt jaki puder daje na mojej twarzy jest po prostu boski. Moja własna twarz, tylko naturalnie ulepszona. Cudowna naturalna LEKKA opalenizna z delikatną poświatą. Zero cegły, marchewki, pomarańczy. Chłodny ale rześki brąz, nie pomarańczowy, nie różowy, ale jednak ŻYWY. Jakby lekko ostudzony po upale, świeży. I to wcale nie dlatego, że doprawiony tym różem czy koralową czerwienią. Użyty solo, jest tak samo lekko chłodny, gustowny. Zaś doprawiony różem czy koralem, tworzy efekt cery opalonej i dodatkowo zaróżowionej, ale w tym pozytywnym sensie. Taka żywa twarz, na której spod opalenizny widać oznaki funkcjonowania żywego organizmu: leciutki rumieniec, ledwo dostrzegalne zaróżowienie w dobrym stylu. Na moich śniadych, opalonych ramionach i dekolcie daje piękny efekt rozświetlenia.
Generalnie puder daje wyraźny kolor i naturalną, naprawdę dyskretną poświatę. Drobinki (mikroskopijne iskierki, absolutnie nie brokat) można wprawdzie dostrzec pod słońce, ale są one głównie w tym koralu i różu. Sam brąz jest dość zdyscyplinowany pod tym względem. Wiem co piszę bo mam tłustą cerę i krosty, to chyba najlepsza rekomendacja (niestety).
Zaznaczam, że produkt jest ewidentnie kolorujący, wręcz niemal kryjący żywą barwą. To nie transparentny rozświetlacz, tylko bardzo wyraźne malowidło. Szczerze wątpię czy jasne cery będą miały z niego jakiś pożytek. Dla mojej karnacji (beż w tonacji żółtej plus lekka opalenizna) ten zestaw kolorów jest idealny. Kupiłam w ciemno i nie przeżyłam nawet cienia rozczarowania.
Uprzedzam że zapach jest bardzo intensywny, jakieś kwiatki+owocki, syntetyczna ohyda. Tym bardziej, że jego obecność wiąże się z dodatkowymi świństwami w składzie. No ale cóż, Terra Azzurra nie kupiłam przecież ze względu na jej walory pielęgnacyjno-zdrowotne. Kupiłam bo to MÓJ KOLOR i po użyciu tego pudru jestem mega upiększoną letnią wersją samej siebie. To obecnie jedyny kolorowy kosmetyk który gości na mojej twarzy i robi za całość.
PODSUMOWUJĄC:
Używam na codzień i początkowe 100% dopasowania nie zmalało ani trochę w moim odczuciu. Ale przed zakupem polecam wielokrotne testy (zwłaszcza jasnym karnacjom!!!) bo to spory wydatek. Doradzam więc naprawdę miarodajne spokojne wypróbowanie przed zakupem, zaś jasnym karnacjom całkowicie odradzam.
Ceny nie krytykuję. W końcu nikt mi nie każe kupować akurat Guerlain. Jest masa tańszych kosmetyków więc wolny wybór. Aczkolwiek oczywiście puder nie jest wart tej ceny, wiadomo. Przy kolorówce Guerlaina płacimy w połowie za kosmetyk, w połowie za nazwę marki i bajery (które w tym przypadku są wyjątkowo idiotyczne).
Używam tego produktu od: tydzień
Ilość zużytych opakowań: nadal pierwsze oczywiście