Olejek kupiłam w marcu-trafiłam na fajną promocję dzięki której kupiłam go za 5 zł. Green Pharmacy bardzo lubię, kosmetyki tej marki jeszcze nigdy mnie nie zawiodły-moja skóra i włosy wyjątkowo się z nimi polubiły. Długo zastanawiałam się nad tym, którą wersję wybrać, jednak ze względu na mój wrażliwy, skłonny do lekkiego łupieżu i przetłuszcania skalp, wybrałam właśnie tą-z drzewem herbacianym i rozmarynem.
Dostępny w drogeriach sieci Natura(w Rossmannie też są te olejki, ale tylko te ze skrzypem i papryką). W cenie regularnej kosztuje bodajże 7 zł z groszami, czyli niedużo.:)
Opakowanie to plastikowa buteleczka z ciemnego plastiku(oleje nie przepadają za światłem). Fakt, otwór jest ogromny i może być niewygodny-ciężko przy nim zapanować nad ilością wylewanego olejku. Dla mnie to jest akurat mało znaczący minus, ponieważ nie aplikuję produktu bezpośrednio z opakowania.
Konsystencja=co tu dużo pisać-tłusta i lejąca.:D Zapach bardzo mi przypadł do gustu-ziołowy, wyraźnie i mocno pachnie drzewem herbacianym.
Zauważyłam, że po pewnym czasie w tym olejku pływają mi jakieś dziwne farfocle, ciemne cząstki, których wcześ niej tam nie było. Nie wiem skąd się to wzięło, ponieważ nic do środka nie dodawałam, termin ważności nie minął(mój ma do stycznia 2015) i trzymałam olejek w ciemnym miejscu.:confused:
Używam dwa razy w tygodniu. Wylewam nieco olejku do wnętrza metalowej pokrywki od słoika. Ten z kolei kładę na kubku ze świeżo zaparzoną, parującą herbatą. Olejek nanoszę na skalp(przedtem dokładnie rozczesuję włosy) i robię przy okazji delikatny, kilkuminutowy masaż. Trzymam go dosyć długo-jakieś 1,5 godziny(trzymałam go przez różną ilość czasu, raz 20 minut, raz dwie godziny i u mnie to nie ma wpływu na działanie, które zawsze jest takie samo) po czym zmywam szamponem(Green Pharmacy, Babydream czasem coś ze SLeS) i stosuję odżywkę/maskę. Dosyć łatwo się zmywa-łagodnieszymi szamponami i tak zawsze myję dwa razy, zaś tym ze SLeS wystarczy jedno mycie.
Po pierwszym użyciu byłam naprawdę zadowolona-włosy były takie lekkie, zaś skalp(podrażniony i swędzący) wyraźnie ukojony i wyciszony. Ten olejek świetnie sobie radzi z podrażnieniami i lekkim łupieżem-łagodzi skórę, w końcu zapomniałam o tym upierdliwym swędzeniu, no i zniknęły te białe kropeczki łupieżu(u mnie zawsze jest nieduży i słabo widoczny, ale jednak jest).
Czyli robi to co robić powinien, wszak jest przeznaczony właśnie do tego. Jednak producent obiecuje też:
-zahamowanie łojotoku. Moje włosy u nasady się nieco przetłuszczają, muszę je myć codziennie. Podczas stosowania tego olejku nie zauważyłam żadnej zmiany, więc w tej kwestii ten kosmetyk nie pomoże.
-olejek wzmacnia włosy, które stają się zdrowsze i mocniejsze. I tu przechodzimy do sedna, czyli dlaczego ten produkt(mimo, że naprawdę jest niezły i daje sobie radę) nie jest dla mnie. Otóż mój skalp, jak się okazuje, po prostu nie lubi olejowania. O ile moje włosy oleje kochają i naprawdę korzystają na tej znajomości, to moja skóra głowy na oleje reaguje większym wypadaniem włosów. Tak też było tutaj. Na początku szukałam przyczyn w zbyt mocnym masowaniu, nierozczesaniu włosów przed aplikacją itd. ale po pewnym czasie po prostu doszłam do wniosku, że moja skóra głowy tego nie lubi. Szkoda.:nie:
Olejek(o ile go dobrze zmyjemy) nie obciąża włosów, są lekkie, puszyste.
Dla ciekawskich-nadaje się też do paznokci. Miezam go z oliwką BD albo używam solo i widzę jak ten produkt wzmacnia, nawilża i i odżywia moje paznokcie oraz skórki.;)
Wydajność jest średnia. Robiłam do niego dwa podejścia, każde trwało po miesiąc i w tym czasie zużywałam pół buteleczki. Tak więc stososowany regularnie, bez kilkumiesięcznej przerwy, wystarczyłby na około dwa miesiące.
Polecam spróbować jeśli wasz skalp lubi olejowanie.:) Mój niestety nie przepada za tym, dlatego ja go już nie kupię.
Używam tego produktu od: pół roku
Ilość zużytych opakowań: kończę pierwsze opakowanie