Hmm, ja jednak uznam, że skład się musiał zmienić, bo to najgorszy puder, jaki miałam.
Plusy są zupełnie bzdurne: ładna, purpurowa puderniczka, świetnie wykończona, takie plastikowe, ale bardzo aksamitne, aż się chce dotykać, pokrycie opakowania, super mechanizm zamykający, dodatkowy, ślicznie uszyty szyfonowy, kilkuwarstwowy woreczek, żeby się cudo nie porysowało, i wszystkie te śliczności i osiągniecia kryją puder, co tu kryć, marny.
Puder jest zły, bo: rozkłada się na twarzy nieestetycznymi plackami, które jeszcze do tego mają tendencję do ciemnienia (obojętnie, na Bourjois czy Clinique, każdy podkład tak ma z nim). Pięknie wydobywa pory i inne niedoskonałości. Jest bezkonkurencyjny jeżeli chodzi o jego (nie mojej skóry) widoczność: taki puder - maratończyk, musi być na pierwszym miejscu. Jeżeli już uda mi się przemęczyć i nałożyć go na całą twarz, wyglądam jak obsypana mąką, bo ma zero przepuszczalności światła i duuuże grudki. W końcu, pudru w kamieniu używam w ciągu dnia do poprawek, nie w domu, kiedy mam rano dużo czasu. A zabawa z nałożeniem owego cudu zdecydowanie nie pozwala uznać go za "szybki produkt do likwidacji okresowego świecenia czoła". Hmm, więc jednak nie maratończyk :)
Dodam, że nie mógł być przeterminowany ani źle przechowywany, kupiłam go w najbardziej popularnej perfumerii w mieście, w dodatku Clarins zmieniał opakowania nie tak dawno.
Gdyby można było wystawić osobną ocenę za opakowanie, byłby to mój faworyt. ALe w końcu w wypadku pudru ładnie wyglądać mam JA, nie on.