nie do końca tego chciałam, ale coś mnie do niego przyciąga... :)
Ten sam tekst, który widnieje w opisie produktu przeczytałam na stronie sklepu internetowego z rosyjskimi kosmetykami. Długo wahałam się z wyborem, było dużo ciekawych i takich, które odpowiadałyby potrzebom moich włosów, ale nie da się używać 10 szamponów na raz.
Wybrałam ten, bo opis produktu do mnie przemówił ;)
Uwierzyłam w cudowną moc skandynawskich ziół.
Chciałam by moje włosy też \'posiadły najwyższy życiowy potencjał\' czyli po prostu by chciały żyć, a nie wypadać i wypadać, jak to mają w zwyczaju.
Ale to co wypisane jest u góry, jest zbyt piękne by mogło być prawdziwe.
Tak, szampon posiada plusów na tyle, że kupiłabym go po raz drugi (chyba, że to jednak ciekawość, czy coś zdziała przy dłuższym używaniu.. ;) ).
Pierwsza fajna rzecz to oczywiście skład, z ekstraktami na czele, bez parabenów i innej zbędnej chemii. Druga to to, że jak na naturalny szampon całkiem dobrze się pieni, trzeba być realistą, nie da on nam \'kaskady piany\', ale nie jest najgorzej. Myje bardzo delikatnie, a przy tym subtelnie, aczkolwiek nieco męsko pachnie. Całkiem przyjemnie :)
Według mnie jest wydajny jeśli chodzi o pojemność 280 ml, bo mi na włosy za łopatki z tym, że cienkie, które myłam nim dwa razy starczył na 3 miesiące przy myciu 3/2 x w tygodniu. Z drugiej jednak strony czasami potrzeba było nawet i 5 i 6 pompek przy pierwszym myciu, kiedy włosy nie są jeszcze tak namoczone, zmiękczone. To co napisałam może wydawać się nielogiczne, ale w moim przekonaniu jest wydajny. Czytałam też gdzieś, że jeżeli ktoś obawia się, że jego szampon znika za szybko, można go rozcieńczyć z wodą, ale nie próbowałam na sobie, bo on sam jest raczej rzadki, więc chyba zostałyby z niego tylko takie.. pomyje. :P
Przy każdym drugim myciu włosów masowałam głowę, najpierw palcami, potem z pomocą tangle teezera, i zostawiałam na jakiś czas powstała pianę, bo podobno wtedy składniki mają dopiero możliwość wniknięcia w skórę głowy. Nie robiłam tak od początku jego używania, i zauważyłam różnicę kiedy zaczęłam stosować tą metodę, skóra była bardziej uspokojona, czystsza, nie swędziała, jakoś tak lepiej się czułam ;) A może to rzeczywiście ekstrakty szamponu tak wpływały na ten stan..?
Z minusów wyliczyłabym właśnie tą rzadkość, bo czasami jest to niewygodne, ciemną butelkę, przez którą zostałam bez szamponu kiedy myślałam, że starczy mi jeszcze na kilka użyć, no i cóż, nie zauważyłam spektakularnych efektów na moich włosach. O ile może nieco uspokoiła mi się skóra głowy, o tyle włosy ani drgnęły, pozostały cienkie i słabe, niewzruszone na fiński szampon.
Jak każdy szampon zostawiał włosy trochę suchawe po myciu, ale nie tragicznie, nie plątał ich nadzywczajnie, z tym problemów nie miałam. Choć za każdym razem na koniec nakładałam odżywkę.
Podsumowując, szampon ma swoje wady i nie przyniósł mi oczekiwanych efektów, ale gdzieś pod skórą czuję, że jeszcze do niego wrócę... :) Nie wiem czemu, ale jakoś go tak polubiłam. Poza tym, choć chyba sama nie chcę tego przyznać, mam cichą nadzieję, że jednak zrobi coś dobrego dla moich włosów. Przynajmniej następna sztuka, bo z pierwszą się już pożegnałam, a przeczuwam, że do mnie wróci.
Chciałabym też spróbować, innych szamponów z Planeta Organica, bo wydają się być warte uwagi. Ja sama jestem ciekawa, czy nie byłyby tańszą wersją szamponów z Phyto..? :)
Używam tego produktu od: 06-07-08/2013
Ilość zużytych opakowań: 280 ml