Co najbardziej kocham w lecie?
Najpierw zapachy, ponieważ na ich punkcie mam bzika kompletnego i absolutnie kocham ten swój fiks. Mój mąż nie raz był świadkiem, jak się "rozłaziłam" w zachwycie za jakimś zapachem. W przenośni i dosłownie, bo niestety potrafiłam tak się "zaniuchać", że szłam za kimś jak ten misio za zapachem miodku... A latem, wiadomo, zapachów jest całe mnóstwo, od leśnych, ziołowych, przez kwiatowe, drzewne, na soczystych, dojrzałych owocach skończywszy. Czy też już coś Wam się dzieje na śliniankach?
W lecie kocham też swoje ciało, bo nie jest umęczone czapami, szalikami, ciężkimi swetrzyskami i innymi zwojami wełny. Latem moje ciało oddycha i wystawiane z rozsądkiem na słońce, przybiera lekko beżową barwę. I wtedy czuję się sobą, i czuję się piękna, zadbana i taka jakby łaskawsza dla samej siebie. Luuubię ten stan...
Niestety lato już za nami. Ale czy aby na pewno?
Wprawdzie nie wystawię na dwór odsłoniętych części ciała, wyjąwszy uszy i czubek nosa, ani nie mam słonecznego odcienia piegów na policzkach, ani nie pachną mi kwiatki pod oknem... Ale...
Mam Lancome. I on jest moim latem w środku zimy. Nie wierzycie? To posłuchajcie...
ZALETY TEGOŻ MAŁEGO CUDEŃKA:
- zapach (wszak od tego zaczęłam) jest prześliczny, letni, różany, lekki, subtelny, ale wyczuwalny i chętnie miziałabym się tym bronzerkiem długo, długo, bo zapach ten zdecydowanie poprawia mi humor;
- puzderko, w którym puder się znajduje jest takie trochę retro, stylistyka elegancka, jak dla damy, co mnie naprawdę bardzo odpowiada, bo jakoś tak nie czuję się damą, widząc w drogerii takie plastikowe, krzykliwe techno (może to już starość, ale cóż...), którego strach tknąć, żeby diabeł z pudełka nie wyleciał;
- a co tu mamy w środku? samo złoto, można by rzec, bronzer idealny i koniec pieśni, ale dla niedowiarków (takich jak ja, he, he) kilka szczegółów, czyli doskonała konsystencja, drobniutko zmielony, mocno nasycony kolorem puder, rzeczywiście intensywny (zgodnie z obietnicą producenta), pyli się tyle o ile, ale nie wzniecamy tumanów, jak przy niektórych kosmetykach tego typu;
- nakładanie zgodnie z tym, co wyżej, bardzo wygodne i łatwe, dla mistrzyni i początkującej, mnie najlepiej sprawdził się pędzel miękki, który nabiera tego cuda dokładnie tyle, ile powinien, może dodam, że nie ma się co przerażać tą deklarowaną intensywnością, bo owszem, kolor jest nasycony, ale jego odcień na tyle uniwersalny i nie wpadający w żadne pomarańcze, że umiejętnie nałożony, daje przepiękny, nieprzerysowany efekt, który można stopniować;
- o efektach na twarzy można w zasadzie jednym słowem - magia; dla mnie to przepięknie rozświetlone, lekko podkolorowane policzki, taki zdrowy, naturalny odcień, który przypomina mi właśnie stan mojej skóry latem - zdrowa, promienna i wypoczęta, czy trzeba czegoś więcej?; oczywiście mowy nie ma o żadnych plackach, czy smugach, nierównościach koloru, nie podkreśla porów, zmarszczek, wręcz je jakby wizualnie "wyrównuje" i, co ważne, prześlicznie wtapia się w skórę, oddając jej to, co najlepsze, a nie wywołując żadnych niepotrzebnych sensacji.
Może się rozpisałam. Może. Ale znaleźć lato w środku zimy nie jest łatwo. A mnie się udało. Pewnie, że można to między inne bajki włożyć. Ale lepiej samemu w tej bajce się znaleźć, prawda? Zachęcam, pomimo ceny...
Używam tego produktu od: miesiąc z haczykiem
Ilość zużytych opakowań: jedno rozpoczęte