Są dwa kosmetyki, na które mocno krzyczę, jeżeli nie pasuje mi ich konsystencja. Jednym są masła do ciała, a drugim właśnie peelingi. Póki co większego pecha mam do tych drugich. Dosłownie trafia mnie szlag, gdy zamiast obiecanego "scrubu" dostaję zwykły żel z jakimiś malutkimi, ociupinkimi drobinkami. Sama nie wiem co skusiło mnie do tego orzechowego cudu. Może zapach? Może fakt, że nie ejst w tubce, a w pojemniczku? A może cena - nie najniższa mimo wszystko - która stanowiła jako taką obietnicę wysokiej jakości?
Obietnica producenta:
"Wyjątkowy kosmetyk o gęstej, kremowej konsystencji i kuszącym zapachu został stworzony do mycia i pielęgnacji ciała dla osób, które dbają o zdrowy wygląd skóry i lubią pozwalać sobie na chwile przyjemności. Specjalnie opracowana, bogata receptura na bazie orzechów macadamia i karmelu doskonale wygładza ciało i poprawia koloryt skóry, a peelingujące drobinki i zmielone łupinki orzechów usuwają zanieczyszczenia i martwe komórki naskórka, poprawiając mikrokrążenie i jędrność skóry."
Opakowanie:
Plastykowy, ale solidny pojemniczek. Dostępu do kosmetyku broni aluminiowa folia. Śliczna szata graficzna, z etykietki kuszą nas dwie apetycznie wyglądające muffinki. Peeling zapełnia słoiczek po sam brzeg. Pojemność - 225ml.
Moje doświadczenia:
Już po zerwaniu folii wiedziałam, że ja i ten scrub spędzimy ze sobą miłe chwile. Zapach jest urzekający, prawdziwie orzechowy, ale - uprzedzam od razu - może zmęczyć nos po jakimś czasie; wydaje mi się również, że nie będzie do końca pasował wielbicielkom bardziej cytrusowych zapachów. Ja jednak jestem zachwycona!
Peeling jest w brązowawym odcieniu i wyraźnie widać w nim zatopione ciemne, grube drobinki. Duży plus, że kosmetyk nie jest w tubce - ciężko z nich bowiem wydobyć resztki produktu, tutaj jednak bez najmniejszych problemów jesteśmy w stanie zużyć kosmetyk do samego końca.
Po nałożeniu faktycznie czuć ścieranie się naskórka. Jest to bardzo mocny, konkretny peeling, przestrzegam zatem posiadaczki mocno wrażliwej skóry. Ma świetne działanie wygładzające. Od lat zmagam się z rogowaceniem mieszkowym - na ramionach mam małe, czerwone kropki. Gdy używam naprawdę dobrego peelingu skóra w tym miejscu znacząco poprawia swoją kondycję - wygładza się, a wspomniane kropki robią się prawie niewidoczne. Dzięki peelingowi z Farmony dostałam tak świetny efekt jak jeszcze nigdy! Nie pamiętam, kiedy ostatni raz moja skórka miała się tak dobrze.
Po kąpieli wystarczy jeszcze tylko nałożyć balsam, mleczko lub masło i już nie mogę przestać się masować po moich cudownych w dotyku ramionach :)
Używam go raz w tygodniu wyłącznie na ramiona i łydki. Mam go od 6 miesięcy i jeszcze została mi około 1/3 opakowania.
Dostępność i cena:
Ja kupiłam go w drogerii Firlit. Można go również dostać w drogerii Kosmyk oraz w Internecie (Allegro, drogerie internetowe). Nie widziałam go jednak jeszcze w żadnej drogerii sieciówkowej typu Rossmann. Cena to ok. 15zł.
Podsumowanie:
Ja jestem nim zachwycona! Wszystko mi się w nim podoba - zapach, działanie, konsystencja, opakowanie. To mój pierwszy peeling tej firmy, ale na pewno nie ostatni. Z przyjemnością wypróbuję też inne, nie tylko z serii Sweet Secrets.
Na uwagę zasługuje również fakt, że Farmona to polska firma.
Używam tego produktu od: pół roku
Ilość zużytych opakowań: w trakcie 1