To jeden z niewielu produktów tej firmy, które poznałam w ostatnich miesiącach. Muszę przyznać, że maseczka działa bardzo dobrze, jest skuteczna, chociaż nie jestem pewna czy nie znalazłby się tańszy jej odpowiednik;)
Lee Stafford proponuje nam kolejną maskę do włosów, mówię kolejną, ponieważ chyba najpopularniejsza jest ta na wzrost włosów, która jest nieco gorsza od tej, regenerującej. W kilku kwestiach maski bardzo się różnią, więc na pewno inne będzie ich działanie- pomyślałam. I miałam rację.
Przede wszystkim nie każdy produkt Lee Stafford pachnie tak samo. Otóż maska na wzrost włosów pachnie jak perfumy Angel (?), natomiast ta- regenerująca pachnie delikatnie... kminkiem. Jest ponadto o wiele gęstsza niż jej koleżanka o zapachu dajmy na to Angel.
Czy maska regenerująca działa? Tak, na pewno wpływa na poprawę kondycji włosów. Moje włosy, o czym już wielokrotnie pisałam, są wymagające, ale jeśli otrzymują dobrą pielęgnację, wyglądają pięknie i zdrowo. Tak też było w przypadku tej maseczki.
Włosy uzyskują połysk, elastyczność, są sprężyste, rozczesują sie bardzo dobrze. Ze względu na wysoki koszt kosmetyku, stosuję go oszczędnie, tzn. szczodrze, ale tylko co któreś mycie, na zmianę z innymi, a najczęściej- przed wielkim wyjściem, albo kiedy szczególnie zależy mi na pięknym wyglądzie włosów.
Skład. Nie znam się na tym, ale z tego, co zauważyłam, maska zawiera:
proteiny roślinne, olej rycynowy, witaminę E, wyciąg z kasztanowca, olej słonecznikowy, panthenol, witaminę A itd.
Czas działania maseczki- ma wynosić 5 minut. Ja stosuję ją dłużej, na około 10- 15 minut, efekty są wspaniałe. Producent zaznacza, że powino sie nakładać ją na 5 minut, zmyć, dopiero potem nałożyć odżywke lub inna maske, ale ja uważam to za absurd, stosuję zawsze jedną maskę i wystarczy.
Maseczka zasługuje na 5*.
Używam tego produktu od: około 2 mies.
Ilość zużytych opakowań: jedno w trakcie