Kremy pod oczy lubię i używam często. U mnie skóra pod oczami jest wymagająca i skłonna od przesuszeń, podrażnień, więc ja również jestem wymagająca.
Ten krem jest bardzo gęsty, ma zbitą teksturę, jest treściwy, tłusty i miałam nadzieję, że spełni moje wymagania.
Otóż nie. Krem okazał się bublem z wyższej półki. Na sam początek uporałam się z niesamowicie trudną aplikacją- krem jest na tyle gipsowaty, że nie sposób nałożyć go szybko i sprawnie. Wklepywałam go więc. Rano zwykle nie mam czasu i aplikacja tego kremu doprowadzała mnie do wściekłości.
Co wiecej, po kilku dniach okazało się, że coś mnie uczula, i że to jest własnie ten osławiony, drogi, wysokopółkowy, w sumie niedziałający krem. Ot, kremik jak te wszystkie za 20 złotych.
Uczulenie było na tyle denerwujące, że na dzień kupiłam natychmiast nowy krem pod oczy, innej firmy oczywiście. Natomiast Kanebo nakładałam na noc, w dużej odległości od oczu, aby dać mu szansę i nie poczuć się tak, jakbym forsę wyrzuciła w błoto. Ale niestety, tak się poczułam. Krem jest paskudny.
Nie działa, nie nawilża, nie odżywia, nie prasuje, nie wyrównuje, nie rozjaśnia, nie niweluje, nie pomaga, nie służy, nie działa.
Generalnie lubię Kanebo, ale ten krem to spora porażka tej marki.
*Edit: podtrzymuję poprzednią opinię. Jest październik 2015 roku, użyłam kilku kosmetyków Kanebo i utwierdzam się w przekonaniu, że ta marka produkuje dobre preparty do oczyszczania skóry, ale bardziej złożona pielęgnacja czy ujędrnianie, to już nie tutaj.
Używam tego produktu od: 4 miesiące
Ilość zużytych opakowań: jedno całe