Zapach, to nie wszystko.
Do drogerii weszłam z zamiarem zakupu drobnych rzeczy higienicznych. Nie chciałam, naprawdę, nie chciałam, kupić tego balsamu. Gdzieś w tyle główy chodziła mi myśl, że przecież mam kilka innych w zapasie.
Przyznam, że zauroczył mnie zapach produktu i to on ostatecznie kazał odrzucić mi racjonalne myśli w kąt i wrzucić siebie do kosza. Przypomina orzeźwiający, egzotyczny koktajl na bazie melona, mango i papai. Rześki, lekki i przyjemny, momentami z wybijającą się nutą gumy balonowej.
Na letnią porę wydawał się idealny.
Tymczasem, nawilża bardzo przeciętnie. Czasami mam wręcz wrażenie, że w ogóle tego nie robi.
Ma konsystencję mleczka, wchłania się momentalnie, nie klei się, nie pozostawia tłustej warstwy, ale skóra po jegu użyciu nadal woła pić.
Ani miękkości, ani wygładzenia nie zauważyłam. Ba, siłą rzeczy dowiedziałam się też, że nie nadaje się po depilacji. Wcześniej nie wiedziałam co to wrastanie włosków, a odkąd zaczęłam go używać, niestety wiedziałam już na ten temat dużo. Za dużo.
Dodam tylko, że moja skóra nie jest szczególnie wrażliwa ani sucha, mogłabym zaliczyć ją do normalnej.
Myślę, że może sprawdzić się u wielu osób, zwłaszcza tych naprawdę 20+, z młodą, zdrową skóra, nie potrzebującą większego nawilżenia, dlatego nie będę go całkowicie dyskredytować. Ma swoje plusy, choćby zapach, wchłanianie, brak klejenia się, ale dla mnie to trochę za mało. Jednak jeden minus- nie działa, przeważył szalę i ja po prostu już do niego nie wrócę, i nie będę płakać, kiedy całkowicie zniknie z półek sklepowych.
Używam tego produktu od: 3 m-ce
Ilość zużytych opakowań: jedno