Bielenda Laser Xtreme, Liftingująca maska korygująca zmarszczki w hydroplastycznym płacie 3D 

Ta maseczka zapowiadała się naprawdę dobrze i już niemal mnie uwiodła, jednak potknięcie na ostatniej prostej uniemożliwiło zwycięstwo w kategorii maseczek, do których chętnie powrócę. Nie kapie z niej, co dla mnie jest plusem, bo nie lubię maseczek, które trzeba niemal wyciskać przed nałożeniem na twarz. Niestety tutaj esencji jest zbyt mało - za szybko wysycha na twarzy, jeszcze przed końcem zalecanego czasu użytkowania (a to tylko 15 min.!), przez co odczuwałam nieprzyjemne ściągnięcie skóry. Ma delikatny zapach, bardzo przyjemny, jest dobrze wykrojona (to rzadkość, zwykle wykroje są w moim przypadku nietrafione), nie zjeżdża. Po zabiegu skóra jest napięta, odświeżona i bardziej promienna - efekt jest taki, jakiego oczekiwałam. Całość znajduje się w małym, kompaktowym opakowaniu.

Kupiłam tą maseczkę w promocji, nie znałam wcześniej żadnych opinii, natomiast byłam bardzo ciekawa jej działania. Jako że ceną była atrakcyjna, wzięłam w ciemno. Maseczka czekała kilka tygodni na swój wielki dzień. Zdecydowałam się jej użyć w okresie Świątecznym, kiedy moja cera faktycznie potrzebowała turbodoładowania. Już na początku dość mocno zaskoczył mnie fakt, że maseczka w płachcie zamknięta jest w tak małym opakowaniu - zazwyczaj maski w płachcie są nieco większe. W opakowaniu znalazłam dość gruby materiał, maskę ciężko było równo ułożyć na twarzy, tym bardziej że była bardzo słabo nasączona, a w opakowaniu próżno było szukać pozostałej cieszy. Z moim odczuciu produktu było po prostu zbyt mało, przez to maska w niektórych miejscach nieco odstawała i ciężko było mi ułożyć ją tak aby produkt dotarł we wszystkie newralgiczne miejsca. Przy każdym delikatnym ruchu twarzy, maska zaczynała odstawać i trzeba było przyklejać ją dłonią z powrotem. Samo działanie maski oceniam dość dobrze, po ściągnięciu płachty skóra była nawilżona i wygładzona, jaśniejsza i bardziej napięta. Idealny efekt pod Świąteczny makijaż. Działanie jest i to nawet całkiem niezłe, natomiast stopień nawilżenia maski - według mnie do poprawy. Maska nie podrażniła mnie ani nie wywołała żadnego uczulenia. Być może jeszcze do niej powrócę, ponieważ rezultat był zadowalający, ale komfort użytkowania pozostawia wiele do życzenia.

Pierwszy raz spróbowałam maski w płacie i zaczęłam właśnie od tej. Uważam, że jest bardzo dobra. Płat jest dobrze nasączony, nie spada z twarzy. Skóra po niej jest napięta, gładka, świetnie nawilżona. Efekt utrzymuje się kilka dni. Polecam wszystkim tę maskę i na pewno będę ją kupować, zwłaszcza jak będzie w promocji.

Maseczek typu sheet mask używam od lat, zazwyczaj są to marki azjatyckie, ale od pewnego czasu zauważyłam, że co raz więcej polskich firm wprowadza je na nasz rynek, niestety efekt rzadko kiedy jest zadowalający. Maskę kupiłam za cenę 8zł w Rossmanie, nie jest ona tania bo na ebay można kupić za 15 dolarów 10szt maseczek My Beauty Diary, które działą o wiele lepiej. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy po rozpakowaniu to bardzo uboga ilość esencji. Podczas, gdy azjatyckie maseczki w niej aż pływają, tutaj jest zupełnie odwrotnie. Po rozłożeniu maseczki na twarzy przychodzi moment jej dopasowania, co nie jest łatwe - maska jest sucha i odstaje oraz bardzo się marszczy. Myślę, że jest to też wina samej tkaniny, która jest za gruba, by dopasowanie było idealne. Maseczka bardzo natarczywie pachnie, lekko piecze i nie robi właściwie nic. Nie ma tutaj mowy o liftingu, wygładzeniu zmarszczek, czy wzroście jędrności i elastyczności skóry. Twarz jest jedynie odrobinę lepiej nawilżona. Nie polecam, bardzo się zawiodłam i następnym razem pomyślę dwa razy nim się skuszę na niskopółkową, polską wersję. Używam tego produktu od: tygodnia Ilość zużytych opakowań: pierwsze i ostatnie