Powiem szczerze - zmroziła mnie ocena Wizażanek!
Nie przesadzę jak powiem że szczęka mi po prostu opadła...
Ale już powinnam się przyzwyczaić że moje odczucia (jesli chodzi o kosmetyki) w większości nijak się mają do ogółu ;)
Dla mnie to błyszczyk - marzenie!
Zaczynając jednak odpoczątku...
Nie jestem osobą która w kosmetyczce ma kredkę do oczu, eyeliner, cienie do powiek na każdą okazję, tak jak i szminki oraz lakiery do paznokci pod kolor.
Może powiecie że w mojej kosmetyczce wieje nudą. Może. Ale ja z tą nudą czuję się dobrze. Wystarczy mi podkład i tusz do rzęs który sprawi że trzepotam wachlarzami (bo wiem że akurat moje rzęsy Panu Bogu się udały)
Lubię naturalność więc bijące kolorami usta (czy oczy) nie są czymś w czym dobrze się czuję, u innych natomiast podoba mi się to.
W końcu nie wszystkie musimy być takie same, prawda? :)
Do tej pory smarowałam usta masełkami i pomadkami ochronnymi. Są więc bardzo zadbane (o ile nie przychodzi przesilenie, wtedy pękają same z siebie, szczypią i bolą - wtedy wiem że bardzo szybko zmierza do nas wiosna lub jesień)
Błyszczyk ten zwrócił moją uwagę jak tylko pojawił się w drogerii ładnymi, delikatnymi kolorami.
Ale jest tyle błyszczyków na półkach, w tylu kolorach, dlaczego właśnie ten mnie przyciagnął? Nie wiem...
Niedługo po przybyciu jakno nowość nastała promocja -49% . Wzięłam mamę pod pachę i pokazałam jej te cuda aby sobie coś wybrała (oj długo wspominała mi że chce jakiś błyszczyk w miarę naturalnym kolorze). Po wspólnych naradach wybrałyśmy 2 kolorki: 40 (delightful pink) oraz 50 (revishing raspberry)
50 jest bardzej różowa, jest to brudny róż, 40 jaśniejsza a jej odcień chłodniejszy.
Jeden kolor jak i drugi jest bardzo naturalny. Tzn widać że jest ale nie bije po oczach barwą, bardziej dopełnia makijaż, w delikatny sposób zaznacza i podkreśla usta.
Obydwa kolory mają drobinki, jednak na ustach są bardzo subtelne, nie przypomina w to niczym paskudnego brokatu.
Niedawno pod wpływem zachwytu zakupiłam rownież inny kolor - 45 (luxurious berry). Akurat trafiłam na ekstra okazję bo były w promocji a ja dodatkowo miałam kupon -40% tak więc cena końcowa była nie większa niż 15 zł :)
Ten kolor jest malinowy, ale już bez drobinek.
W opakowaniu wygląda jak nie wersja dla mnie, jednak na ustach wygląda cu-do-wnie!
Bardziej go widac na ustach niż poprzednie, ale dalej mieści się to w przedziale "naturalny efekt".
Przy nim twarz (bardziej niż w poprzednich) nabiera kolorów, jakby odświeża wizerunek, usta wyglądają soczyście i kusząco.
Ten kolor najbardziej zagnieździł się w moim seruszku.
Czuję się w nim... ładna. Po prostu. Ładna, szczęśliwa i pewniejsza siebie.
Kocham wszystkie trzy, ale malinowy troszkę bardziej.
Tyle o kolorach.
Działanie pielęgnacyjne zasługuje na dużą uwagę.
Moje usta przyzwyczajone do balsamów ochronnych źle - z reguły - znoszą wszelakie kombinowanie.
Muszą być dopieszczone i już. Inaczej się buntują.
Po nałożeniu tego błyszczyka zastanawiałam się kiedy zaczną dopominać się balsamu.
Minęła godzina... dwie.... trzy... cztery...
"Chce nam się pić!" szepnęły w końcu. Przeżyłam szok! Normalnie po pół godzinie w porywach do godziny zaczęły by wrzeszczeć, a tu 4 i coś mi napomksnęły?
Świat się kończy!
Mogę usta nim posmarować 2-3 razy dziennie i mam spokój! A te są zadbane, mięciutkie, nawilżone, dopieszczone i przy tym jak pieknie się prezentują :)
Rozsmarowanie błyszczyka to pestka, raz dwa i już.
Nie tworzy zacieków i smug, równo kryje wargi. Początkowo myślałam że każdy błyszczyk tak łatwo rozprowadzić, ale nie. Kupiłam zachwalany tutaj produkt Eveline Lovers Ultra Shine Lipgloss - ale to inna bajka. Eveline tworzy smugi, nie nakłada się tak bezproblemowo, tworzy prześwity i nie równo schodzi. Z Max Facotrem nie mam takich problemów.
Ile zostaje na ustach? Dokładnie nie wiem - u mnie ok 3-4h (moim wyznacznikiem jest to, czy usta domagają się pomadki)
No i się w ogóle nie klei!
Jeśli chodzi o opakowanie jest w moim guście - zwykłe, proste, bez udziwnień, pstrokacizny na opakowaniu.
Pędzelek mega wygodny w użyciu.
Błyszczyku na nim nie jest furę.
Produkt kupiony bardziej pod mamę, a okazało się że jestem w nim zakochana (mama zresztą też).
Obecnie nie wyobrażam sobie wyjść z domu bez niego na ustach. Nawet jak nie wychodzę też go używam.
Tak dobrze się z nim czuję! W końcu znalazłam to brakujące ogniwo. Teraz w mojej twarzy niczego mi nie brakuje :)
Wiem - kolorówki może nie umiem opisywać najlepiej na świecie, ale zrobiłam to najlepiej jak potrafię :)
Używam tego produktu od: kilka miesięcy
Ilość zużytych opakowań: w trakcie używania 3 sztuki i kolejne 3 czekają