Naked Skin to podkład rozświetlający, o lekkiej konsystencji, który ma dawać naturalne wykończenie. Wizaż pisze również, że produkt ten ma nawilżać i poprawiać elastyczność skóry. Ma ujednolicać koloryt naszej cery, minimalizować pory i drobne zmarszczki. Tyle obietnic, a jak jest naprawdę? O tym za chwilę.
Najpierw kilka słów o opakowaniu, zanim przejdziemy do konkretów. Mamy tutaj miłą dla oka plastikową buteleczkę, która jest przezroczysta, więc z łatwością można podejrzeć, ile produktu jeszcze w niej zostało.
Po zdjęciu nakrętki mamy pompkę (niby nie potrzeba tego mówić, ale niektóre podkłady pompek nie mają, a kosztują krocie, więc wielki plus dla UD za to, że jednak wyszedł naprzeciw oczekiwaniom klientów). Owa pompka wyciska nam dokładnie tyle produktu, na ile mamy ochotę. Nigdy nie miałam z nią żadnych problemów.
Kolor, który dla siebie wybrałam to 1.0, ponieważ 0.5 wydawał mi się za jasny i zbyt różowy i po czasie uważam, że 1.0 to był najlepszy wybór z możliwych. Jest to odcień bardzo jasny, ale mający w sobie widoczne żółte podtony (jednak nie jest aż tak żółty jak na przykład Chanel Vitalumiere Aqua B10, czy Estee Lauder DW 1N1), po prostu ma idealną porcję żółci, żeby się dopasować do mojej karnacji.
Zapach ma delikatny, nienachalny, nie czuć go po nałożeniu. Konsystencja jest nieco lejąca, powiedziałabym, że lekko zastygająca po dłuższym czasie, bo po kilku minutach nie jest już tak łatwo go rozprowadzić w miejscach, gdzie byśmy chcieli coś dołożyć. Jednak tu znowu muszę się odnieść do tego, że nie jest to podkład szpachelkowy, więc nie zastyga tak szybko, jak Double Wear, czy Dior Forever, czy Chanel Velvet (chociaż tego ostatniego szpachelkowym bym nie nazwała, po prostu jest zastygający). Z Naked Skin spokojnie mamy czas na powolną aplikację. Wykończenie, jakie zostawia, to taka satyna, bardzo mocno przypomina mi Shiseido Synchro Skin, tyle że tamten ma trochę inną konsystencję i inaczej zastyga oraz szybciej trzeba z nim pracować. NS wydaje mi się łatwiejszy w obsłudze, niewymagający, Synchro Skin ma jakby nieco pudrowatą konsystencję zastygającą, a ten jest ciutkę bardziej wilgotny nawet po chwili po nałożeniu. Jeśli chodzi o krycie, to tutaj też powiedziałabym, że ogromnie mi przypomina Synchro Skin - jest lekkie do średniego, można je trochę nadbudować, na pewno jednak całkowitego krycia nim nie osiągniemy i nie będzie on odpowiedni dla fanek całkowitego krycia czy super matu. Nie będzie też odpowiedni dla dziewczyn, które liczą, że przykryje duże niedoskonałości czy zaczerwienienia. Małe krostki czy pieprzyki trochę zakryje, ale nie całkowicie. Zapach jest taki jakby trochę alkoholowy, przyjemne to to nie jest, ale tragedii też nie ma.
Wytrzymałość, bo to też istotny aspekt - tutaj nie mam mu nic złego do zarzucenia, trzyma się świetnie (oczywiście przypudrowany, bo ja zawsze pudruję podkłady, jednak gwoli ścisłości - używam do tego transparentnych, rozświetlających pudrów typu kulki Guerlain czy Hourglass Ambient Light lub Nars Light Reflecting Powder - słowem takich, które nadają jeszcze więcej blasku), całodniowo, aż do zmycia. Ściera się jedynie w okolicach nosa, ale to przez moje wieczne używanie chusteczek (klimatyzacja i zmiany temperatury w pracy), także nie zaliczam tego jako minus, bo jeśli nie jestem w pracy i nie trę nosa co chwila, to jest super. Nie zgodzę się jednak z tym, że on niby uelastycznia skórę, czy nawilża. Nic z tego. Mam wrażenie, że wręcz ją wysusza, skóra staje się taka papierowa po jakimś czasie, nie wygląda to dobrze.
I teraz przejdę do tego, dlaczego ten podkład dostaje ode mnie najgorszą ocenę z możliwych - otóż ZAPYCHA skórę masakrycznie! Mam w kolekcji dużo podkładów i używam ich zamiennie, ale jakoś w połowie stycznia postanowiłam, że rozprawię się z UD już do końca i po prostu zużyję. Zaczęłam go używać każdego dnia, dosłownie każdego. I po kilku dniach skóra zaczęła mi się pogarszać. Nie wiem, dlaczego nie skumałam, że to ten podkład, ale w tym samym czasie zaczęłam też dużo nowej pielęgnacji i myślałam, że to coś z pielęgnacji. Eliminowałam po kolei niemalże wszystko, stosowałam kremy i maści na syfy, a na twarzy coraz gorzej i gorzej i jakoś nie wpadło mi do głowy, że to może być podkład. Poszłam nawet do lekarza, bo myślałam, że mam alergię, a on mi przypisał jakieś dziwne maści, które też stosowałam! I oczywiście one nie pomagały.Jednak przez przypadek po 2,5 miesiąca używania tego podkładu postanowiłam, że muszę chwilę od niego odpocząć, bo przecież inne leżą. I na tydzień zaczęłam używać innego. Skóra jak za dotknięciem magicznej różdżki zaczęła się poprawiać. Ale po tygodniu dalej nieświadoma wróciłam do UD, bo przecież moim zamiarem było go zużyć i co? Po 3 dniach 20 nowych syfów na twarzy!!! Już 2 dnia myślałam, że kurde to chyba musi być on. Teraz od 2 tygodni go nie używam, skóra prawie całkowicie wróciła do normy, nie mam ani jednej nowej krostki od dwóch tygodni (zwykle nie mam niespodzianek na twarzy), ale przez to, co ten podkład mi wyrządził, przez tyle syfów i tą masakrę na twarzy prawdopodobnie zostaną mi blizny po syfach spowodowanych przez niego. Jestem wkurzona (gorsze słowo bym tu użyła, ale nie chcę przeklinać) i zniesmaczona, że produkt za tyle pieniędzy tak zapycha. Niestety połowa butelki ląduje w koszu na śmieci, kasa wywalona w błoto. Nie wiem, co on w sobie ma takiego, że robi takie spustoszenie na skórze. Ja serdecznie ODRADZAM JEGO ZAKUP. Jeszcze nigdy podkład nie urządził mnie tak, jak to gówno. Jakiekolwiek plusy tego produktu wymieniłam na początku wszystko jest przeważone przez ten ogromny minus, po prostu to jest bubel jakich mało.
Wydajcie pięniądze na coś innego, albo chociaż przetestujcie go przynajmniej przez tydzień, jeśli macie zamiar go kupić, bo to jest pomimo ładnego koloru i spoko wyglądu na twarzy i trwałości niestety najgorszy podkład, z jakim miałam do czynienia. I naprawdę przykro mi, że to piszę, ale taka jest prawda.
DAŁABYM -100 GDYBY SIĘ DAŁO, NIESTETY Z AUTOMATU MUSZĘ DAĆ 1 GWIAZDKĘ.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie