Marketing tego produktu to ściema. Myślałam, że to klasyczna pielęgnacja, ukierunkowana na wysoką ochronę i zapobieganie, zaś aspekt makijażu teoretycznie miał tu nie mieć nic do rzeczy.
Tymczasem jest to produkt typu bardzo wysoka ochrona UV + pigment.
Czyli podstawowe cechy modnych kremów z "dwoma literkami". Emulsja koloryzująca, która po wylaniu na palce wygląda jak płynny podkład lub BB lub CC lub inne XX. Jest napigmentowana żółto-beżowym barwnikiem, mającym niwelować śnieżną biel dwutlenku tytanu. Ten rodzaj koloru przy okazji dobrze radzi sobie z wszelkimi zaczerwienieniami.
Wprawdzie uważam się za alabastrową księżniczkę ;) jednak kolor Even Better jest drastycznie jaśniejszy od mojej karnacji :( Mimo pozornego braku krycia, wyraźnie rozjaśnia - co nie do końca mi pasuje, bo nie pakuję go pod oczy ani na powieki, a one robią się podejrzanie ciemne, w zestawieniu z resztą twarzy usmarowaną EB. Przy moich szaroniebieskich oczach w oprawie jasnych rzęs, nie wygląda to może tragicznie, ale raczej wymaga korekty pudrem brązującym. Moja szyja jest zdecydowanie ciemniejsza w zestawieniu ze skórą twarzy posmarowaną EB. Zaznaczam jednak, że krycie jest transparentne i niedopasowanie koloru nie jest przeszkodą nie do obejścia.
Konsystencja całkowicie płynnej (olejkowej w dotyku) emulsji powoduje, że produkt doskonale się aplikuje. Można dokładać dowolne ilości w ciągu dnia (bo nie wałkuje się i fajnie wczepia się w skórę). Trwałość jest zabójcza. Po kilkunastu godzinach nadal siedzi na twarzy, a zmycie go wymaga naprawdę sporo roboty. To dobrze o nim świadczy - ma chronić przed słońcem przez cały dzień, czyli powinien być na twarzy niestrudzenie od rana do wieczora - no i jest.
Wykończenie jest nieporównywalnie lżejsze niż przy filtrach aptecznych (choć mat można między bajki włożyć). Ja aplikuję duże ilości, aby uzyskać faktor ochrony choćby zbliżony do deklarowanego. Użyty nawet w turbo ilości, nadal stwarza sensowne podłoże dla podkładu, nie wspominając już o wszelkich pudrach...
...i tu dochodzimy do sedna (jak dla mnie) - filtr w stu procentach fizyczny :jupi:
Czyli hulaj dusza z pudrami, różami, rozświetlaczami, meteorytami i co tam jeszcze komu do głowy przyjdzie. Nijak nie zdestabilizujemy ochrony przeciwsłonecznej. Gwarancja odpowiedniej ochrony (oczywiście pod warunkiem użycia odpowiedniej ilości) połączona z komfortem możliwości malowania się ile dusza zapragnie. Ja (niestety z konieczności) używam jasnego pudru brązującego, zaś przed wyjściem z pracy dokładam kolejną warstwę Even Better i wszystko gra. Poręczna buteleczka z wąskim dziubkiem i z mieszadełkiem, sprzyja wszelkim dokładkom w ciągu dnia roboczego.
WADY (istotne) :mad:
- zbyt jasny kolor, powodujący, że w moim przypadku, możliwość makijażu staje się koniecznością, a to już średnio mi pasuje, wręcz wcale;
- wadą jest już sama obecność koloru! Szukałam stricte pielęgnacji! :mad:
- coś za coś: duża zawartość dwutlenku tytanu potrafi odrobinę ściągnąć skórę, zwłaszcza, jeśli na noc używamy kremu z kwasami;
- trochę zapaskudza mi cerę, jak zwykły podkład lub BB - po całym dniu jest syf;
- po kilku godzinach na twarzy jest ciastolina, bezczelnie rozpanoszona w porach;
- produkt pozornie lekki, w rzeczywistości jest "tłusto-olejkowy";
- cała "pielęgnacja" w tym produkcie to chyba jedynie filtr mineralny, moim zdaniem to o wiele za mało, jak na szumną nazwę i zaklasyfikowanie do pielęgnacji, a nie do kolorówki...
Na szczęście Clinique to chyba najtańsza linia koncernu Estee Lauder.
Cena regularna 130 PLN, ze zniżką 20% wychodzi 104 zł, więc przyzwoicie, oczywiście jak na te (absurdalne) przedziały cenowe.
Używam tego produktu od: półtora miesiąca
Ilość zużytych opakowań: pierwsze w trakcie, mało w nim zostało