Od kiedy zobaczyłam te kosmetyki w drogeriach, miałam ochotę któryś z nich kupić. Nieprędko miałam taką okazję, ponieważ miałam zapas, było co na twarz kłaść, więc rozsądek zwyciężył. I cóż, skończyło się serum Rexaline, nadspodziewanie szybko, bo równo po trzech miesiącach użytkowania, nie na co dzień, dodam, więc po takiej inwestycji postanowiłam kupić coś dziesięć razy tańszego, dosłownie dziesięć, nie przesadzam.
Serum Vis plantis zamknięte w estetycznym opakowaniu i w kartonie z wesołą żmijką, mówiąc kolokwialnie, pozamiatało. Tak, kosmetyk jest świetny. Zanim przejdę do analizy, wspomnę tylko, że przy produkcji tego specyfiku żadna żmija nie ucierpiała, a postać tajemniczego gada jest jedynie chwytem marketingowym- jak odczytałam z etykiety, serum zawiera peptyd podobny do jadu żmii świątynnej, więc, uffff, obrońcy praw zwierząt mogą odetchnąć z ulgą, co też uczyniłam.
Serum jest świetne, działa jak nawilżacz i dodatkowo relaksuje rysy twarzy, efekt utrzymuje się od rana do wieczora. Nie wiem jak to wytłumaczyć, ale znajomi zaczęli napomykać coś o tym, że wyglądam "jakoś młodziej". To jest najlepsza recenzja, wydana przez otoczenie!
Kupuję następne opakowanie, bez dyskusji, krem z tej samej serii oczywiście też. Do widzenia, zmęczona facjato, witaj, piękna cero jutrzenki;)
Oprócz działania na kondycję skóry (czy tam naskórka) serum posiada ładny zapach- niekoniecznie ważne, ale przyjemne walory produktu też wchodzą czasami w grę, choć dla mnie nie ma to znaczenia.
Opakowanie bardzo higieniczne z pompką, która się nie zacina. Cena do przeżycia.
Używam tego produktu od: po miesiącu
Ilość zużytych opakowań: obecnie 30 ml