"Ooo kochana, teraz to już przesadziłaś". Taką myśl skierowałam do siebie pod koniec tegorocznej długiej i upierdliwej zimy zajadanej własnoręcznie pieczonymi muffinami, ciasteczkami i innymi poprawiaczami humoru ;) Rzecz (jak większość horrorów) miała miejsce wieczorową porą w łazience, a oberwało się nieco ;) zapuszczonemu przez to paskudne zimisko, ciału. Mojemu. No dobra, przeze mnie zapuszczonemu.
Długo zastanawiałam się od czego by tu zacząć. Pomyślałam, że fajnie by było wyjechać gdzieś daleko gdzie jakieś fajne morze czy jeszcze lepiej ocean, popluskać się w tej wodzie pełnej jodu, alg, soli i innych cudowności. Warto by sobie zorganizowć trochę lata. Szybko jednak otrzeźwiła mnie myśl, ze co jak co, ale na urlop w kwietniu, to ja nie mam co liczyć.
Przypomniało mi się wtedy, że przyjaciółka zachwalała kiedyś markę Thalgo, że mają dobre produkty, skuteczne i że odnawiają człowieka na wielu poziomach - jej słowa.
Weszłam do sieci i poszukałam co tam mają ciekawego tej marki w moich ulubionych sklepach. Mój wzrok zatrzymał się na algach w saszetkach do kąpania tej właśnie marki. Pomyślałam, że to będzie strzał w dziesiątkę, bo przecież nic nie trzeba z tym robić, tylko leżeć i patrzeć jak się pięknieje.
Kupiłam, przyszło za czas jakiś.
Duże pudełko w morskim kolorze zawiera 10 sporych saszetek, z których każda mieści w sobie aż 40 g sproszkowanych alg, wodorostów i glonów, czyli: morszczynu pęcherzykowatego, Laminaria Digitata i Calcareum.
Producent zaleca, żeby w zależności od potrzeb, stosować trzy temeperatury kąpieli, która powinna trwać od 15 do 20 min.: 36°C - działanie tonizujące, 37°C - relaksujące i 38°C - wyszczuplające. Po czym zaleca też, żeby po kąpieli relaksować się w wygodnym ubraniu (pewnie chodzi o miękki, puchaty szlafrok np. :)) przez czas równy czasowi kąpieli, a na koniec wziąć chłodny albo letni prysznic.
Ja jeszcze później nacieram całe ciało kremem Thalgomince LC24, który kupiłam razem z tymi kąpielowymi saszetkami.
Po otwarciu saszetki w nozdrza uderza zapach morza, oj uderza ;) Jak któraś z Pań ma kota, to zachęcam go zaprosić do łazienki na czas kąpieli. Będzie zachwycony !
Proszku w saszetce jest dużo, jak już zaznaczyłam wcześniej. Trzeba go wsypywać partiami bezpośrednio pod strumień wody i jeszcze dodatkowo mieszać go ręką, bo inaczej porobią się grudki, które będą się rozpuszczały bardzo długo.
Zapach jest naprawdę intensywny (nie wiem czy dla wyjątkowych wrażliwców okazałby się nie do \\\\\\\'przejścia\\\\\\\'), a woda nabiera koloru laguny, mocno zanieczyszczonej algami i wodorostami :d
Ale słuchajcie, to naprawdę działa ! Po takiej kąpieli jest się fantastycznie zrleksowanym, ciało jest gładziutkie, miękkie, aksamitne wręcz. Człowiek czuje, że o siebie zadbał, a zimowe zapuszczenie odchodzi w siną jak sinice, dal. To naprawdę świetny wstęp do całego rytuału dopieszczającego ciało i psychikę (to pewnie o tym mówiła moja przyjaciółka). Jak chcecie sobie zorganizować wieczór jak w SPA, to naprawdę polecam zacząć od tych Thalgowych saszetek.
Ja taką kąpiel biorę co dwa tygodnie, na zmianę z innymi preparatami.
Polecam !
Używam tego produktu od: 1,5 miesiąca
Ilość zużytych opakowań: prawie połowa jednego