Hydra chrono vs. maść z wit. A
Zachciało mi się luksusu, to mam. Wiedziałam, że do kosmetyków Lierac mam pecha [osławiony Night peel więcej szkody niż pożytku mi narobił], ale skusiła mnie jakaś pseudopromocja- dostawałam zestaw fajnych miniatur. Podana cena już dawno nieaktualna- zapłaciłam ponad 100 zł na pewno, ale akurat w tamtym momencie mojego życia postanowiłam pomyśleć przyszłościowo o kondycji mojej skóry, więc cena mi niestraszną była. Tak więc ze środków silnie wysuszających przeszłam na antypody- czyli na coś, co potencjalnie miało mi dostarczyć porcję dogłębnego nawilżenia i odżywienia, zwłaszcza, że zima dogorywała, a moja cera była zmęczona ciągłym mrozem i smaganiem wiatru.
Jestem estetką, więc zachwyciła mnie cała powierzchowność- piękne różowe opakowanie, bo róż obsesyjnie wręcz wielbię, a zapachu przyjemniejszego w kremidłach jeszcze nie znalazłam. To nic, że słoik może mało higieniczny, teraz jest trynd na te wszystkie pompki srompki, ale przecież brudnej łapy nie wsadzam, więc obleci.
Konsystencja przepyszna, budyniowata. Łatwo się rozprowadza. Nie wchłania się oczywiście do matu, pozostawia lekką, jakby silikonową warstwę na twarzy, która nie wygląda źle. Śmiało więc używałam wg potrzeb- raz na dzień, raz na noc i w obu przypadkach nic nie przeszkadzało. Pod makijaż sprawdzał się nieźle, bo jakby tuszował suche skórki, a podkład wyglądał szlachetniej. I tu przechodzę do sedna [długo przechodziłam, wiem].
Krem nie potrafi długotrwale nawilżać. Może jest dobry do działań prewencyjnych, ale przy ekstemach sobie nie poradzi. Ostatnio zrobiłam test. Wysuszyło mnie przeokropnie pod oczami i na szyi. Pod oko zaaplikowałam dobrotliwą maść z witaminą A za grosze, a na szyję ów balsam. Zgadnijcie, moje drogie, kto się szybciej z robotą uwinął. Oczywiście NIE to różowe cacko. Maść z wit. A przyniosła mi natychmiastową ulgę, Hydra chrono potrzebował na to kilka dni. Więc pytam- gdzie tkwi sekret? Może dobroczynne działanie tegoż odczułabym w przyszłości, ale teraz na pewno nie działa na tyle dobrze, by móc się zachwycić. Poza tym okropnie się nie lubię z gliceryną, ale to już osobista wycieczka [no tak, uważajcie, może zapchać].
Wciąż szukam czegoś, co nie robiłoby mi szkód na buzi, bo cerę mam wymagającą. Chciałabym zadbać o skórę w kontekście przyszłych potencjalnych zmarszczek, jednocześnie nie pogłębiając moich przygód z zapchanymi porami i innymi stworami. Niestety, znów nie trafiłam.
Używam tego produktu od: paru miesięcy
Ilość zużytych opakowań: jedno