Flower Oriental to na mojej skórze zapach - kameleon, zmienny i bardzo niepozorny. Pamiętam jak dziś, gdy przybył z wymiany i zaaplikowałam go pierwszy raz na nadgarstek. Powąchałam i pomyślałam tylko: "No tak, niemowlęcy puder..." - po czym pojechałam na miasto. W czasie gdy kasowałam bilet poczułam jednak coś, co przyjemnie zakręciło mi w nosie. A później, gdy wciskałam przycisk na pasach, znowu. To już kazało mi powąchać nadgarstek po raz drugi, bo nabrałam pewności, że to jednak ode mnie dochodził ten zapach. ;) Przyjechałam zatem nosem po skórze i...onieniałam z zachwytu.
Początek jest w istocie pudrowy, przy czym jest to puder wilgotny, gęsty, jakby ktoś wsypał go do głębokiej misy, zalał niewielką ilością wody i skrupulatnie wymieszał. Jest słodko i niesamowicie gęsto, prawie czuję, jakbym brała kąpiel w takim specyfiku. Zawiesisty, pudrowy eliksir po jakimś czasie nieco się uspokaja, robi się odrobinę mniej słodki i w tej fazie przypomina mi trochę Smoka Cartiera w wersji EDP - na pewno mają jakiś wspólny mianownik. Ale kilka chwil później wychodzi z Flower coś, czego się zupełnie nie spodziewałam, a co zaskoczyło mnie wtedy na mieście: wyłania się z niego jedno z najpiękniejszych, aksamitnych kadzideł jakie miałam przyjemność poznać. W tej kompozycji jest solidnie doprawione pieprzem, dzięki czemu kompozycja zupełnie zmienia swój łagodny charakter. Niemowlę zostaje przeniesione do świątyni w której panuje półmrok, a smużki kadzidlanego dymu otulają je niczym matczyne ramiona. To zdecydowanie najpiękniejsza i najbardziej spektakularna faza Flower Oriental, która - ku mojej radości - trwa najdłużej.
Bardzo żałuję, że Kenzo wycofał ten zapach z produkcji, bo spośród całej "kwiatowej" linii jest on - moim zdaniem, oczywiście - najlepszy i przede wszystkim najciekawszy. Jestem jednak w stanie zrozumieć tę decyzję, bowiem w odbiorze jest on jeszcze cięższy niż klasyk. I gwoli ścisłości - te zapachy NIE SĄ do siebie podobne. Początek jest, owszem, pudrowy, ale nie jest to taki sam, stosunkowo łagodny puder jak w klasycznym Flower. A reszta...no cóż, to już w ogóle inna bajka.
Trwałość - na mnie bardzo dobra, podobnie jak projekcja. Flakon oczywiście utrzymany w stylu "kwiatowej" linii, choć nadrukowany, czarny kwiat jest dużo mniej tandetny niż w całej reszcie i posunę się nawet do stwierdzenia, że wygląda całkiem intrygująco.
Używam tego produktu od: Dłużej niż rok
Ilość zużytych opakowań: Mniej niż 1