Nawet niefarbowane, lecz źle traktowane lub niepielęgnowane włosy prędzej czy później staną się suche, łamliwe i mówiąc ogółem brzydkie. Gdy takowa sytuacja nastąpi sięgamy raczej po maski niż odżywki, bo to maski mają właściwości regenerujące, dociążające i mocno odżywiające. I przeważnie każda maska na rynku obiecuje nam owo zregenerowanie, magię i włosy jak z reklamy już po pierwszym użyciu. Wiele z nas wie, że to guzik prawda. Lecz mając szczęście, można znaleźć w morzu produktów tę jedną, jedyną perełkę, przy tworzeniu której producenta (a raczej speca od reklamy) nie poniosła fantazja i produkt w 100% spełnia dane obietnice.
Z serią Pro Fiber nie miałam nigdy styczności. W salonie fryzjerskim do którego chodzę babeczki pracują na produktach Keune, za którymi moje włosy nie przepadają. Maskę Pro Fiber wypatrzyłam na alledrogo. Cena nie była zwrotna a obietnice producenta tak kuszące, że po prostu zaryzykowałam i ją kupiłam.
Moje włosy są suche z natury. Obecnie już bez grama farby. Są również wysokoporowate, szybko oddają wilgoć, nawet po najlepszej masce szybko robią się sztywne, są łamliwe, cienkie i naprawdę ciężko im dogodzić. Nawet najcięższe maski Kerastase nie robią na nich wrażenia i poza przyklepem nic więcej nie osiągnęłam. Sytuacja zmieniła się o pełen obrót, gdy zaczęłam używać maski Pro Fiber. Nie wiem co ona tam w sobie ma, ale DZIAŁA. Robi dokładnie to, co obiecuje. Końcówki w stanie jak zaraz po ich obcięciu, i to po pierwszym użyciu? No problem! Włosy sypkie i lśniące? Proszę bardzo! Włosy nawilżone i odżywione po same końce? Jak najbardziej! Regeneracja jak po zabiegu w salonie fryzjerskim? Mówisz masz! Maska naprawdę działa. Po raz pierwszy w życiu mogę śmiało powiedzieć, że mam piękne włosy. Wreszcie mogę chodzić w rozpuszczonych włosach nie obawiając się, że zrobią się z nich druty zaraz po wyjściu na powietrze, lub strąki po godzinie od umycia. Końcówki wyglądają autentycznie tak, jakbym przed chwilą podcięła włosy. Są sypkie, lśniące, tak bardzo dociążone, że nie muszę używać już olejku do włosów, co przy wysokoporowatych kłaczkach jest nie lada osiągnięciem.
Ale największym atutem maski jest to, że te efekty nie są chwilowe. Wprawdzie nie wierzę w te bajeranckie, inteligentne molekuły, które na stałe reperują mój włos, podczas gdy ja oglądam film, ale coś tam musi być bo jakość włosa jest zupełnie inna. Wysokoporowatość gdzieś znika, włosy na stałe są miękkie i nawet podczas ich mycia czuję różnicę. Już się nie plączą i rozczesują w oka mgnieniu (i to jest dla mnie najważniejsze, bo zazwyczaj wyrywałam sobie mnóstwo włosów, jak porobiły mi się kołtuny), nawet w kilka dni po ich umyciu. Nawet jak zapomnę o masce i z roztargnienia nałożę zwykłą odżywkę, to też nie ma tragedii, efekt wciąż się utrzymuje.
Zaznaczę, że maska ta została stworzona do pary wraz z Boosterem, który powinno się używać równocześnie z maską (przed, po, lub w trakcie nie pamiętam dokładnie). Ja go nie używam a i tak efekt satysfakcjonuje mnie ponad moje oczekiwania.
Nie wiem również jak maska poradzi sobie z mocno sfatygowanymi, rozjaśnianymi włosami. Warto znaleźć salon w którym wykonują zabiegi Pro Fiber i się przekonać, bo ta maska naprawdę może być hitem. Nie tylko moim.
Co więcej mogę na jej temat powiedzieć?
1. Nieziemsko pachnie. Korzennie, trochę czekoladowo. To ważne, bo ładny zapach to dodatkowy atut kosmetyku. Obojętnie jakiego
2. Jest gęsta. Bardzo gęsta. Nie ma obawy, że spłynie z włosów i nakapie tam gdzie nie potrzeba
3. Wystarczy jej chwila by zadziałać. Nakładam ją po każdym myciu, zazwyczaj na 5 minut, ale czasem gdy mam dzień dobroci dla siebie owijak włosy dodatkowo w folię, podgrzany ręcznik i trzymam ją na włosach nawet godzinę. Jak się łatwo domyślić, efekt jest jeszcze lepszy
6. Nadaje się nawet do bardzo cienkich włosów. Jest to jedyna maska, która nie zmniejsza objętości moich włosów i nie robi przyklepu miesiąca. Nawet mam wrażenie, że są bardziej mięsiste i że jest ich więcej
7. Pięknie się wypłukuje. W dosłownie chwilę i niemal do czysta. Nie ma konieczności zostawiania jakiejś jej ilości na włosach. Wystarczy to, co dostało się do ich środka
8. Jest piekielnie wydajna
9. Jest to jedyny produkt, który po prostu wsiąka we włosy tak, że na wierzchu prawie nic nie zostaje
10. Maska jest w wygodnym opakowaniu typu słoiczek z odkręcanym wieczkiem. Szyjka jest szeroka, więc łatwo nabrać odpowiednią ilość. To o wiele lepsze rozwiązanie, niż trząchanie tubką i pozwala zużyć produkt do końca
Używam maski od kilku miesięcy i jej działanie wciąż mnie zachwyca. Jakże miło jest mieć kosmetyk który NAPRAWDĘ DZIAŁA. I to do włosów, które sprawiają chyba najwięcej problemów pielęgnacyjnych ze wszystkich elementów ciała. Oczywiście po dobiciu do denka zrobię sobie od niej przerwę, ale gwarantuję, że do niej wrócę. Maska nie ustępuje niczym, dużo droższym produktom do włosów. Zresztą Loreal i Kersatse to chyba teraz jedna spółka.
Śmiało mogę powiedzieć, że to było najlepsze, kosmetyczne ryzyko w moim życiu. Ach! No po prostu KWC no!
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie
W marketplace Allegro, Amazon