paletę chciałam kupić jak tylko ją zobaczyłam w Douglasie, ale niestety, zbyt szybko się wyprzedała, więc zamówiłam ją z beautylish (polecam - wysyłka jest darmowa, chociaż czeka się 2-3 tygodnie). Nie jest już dostępna na oficjalnej stronie producenta, bo to edycja limitowana.
Alien to 7 błyszczących cieni i 11 matów. Tutaj dla odmiany większość to duochromy: chyba tylko space cowboy jest po prostu błyszczącym, drobinkowym cieniem. Część bardzo przypomina turbopigmenty Hani (w tej najnowszej formule turbopereł), co jest naprawdę sporym komplementem.
Kolorystyka jest bardzo przemyślana: kręci się wokół zieleni, fioletów, szarości, sporo tu takich przygaszonych odcieni (gravitea, phone home, xfiles, czy nawet martian soil). Uwielbiam tę neutralno-chłodną kolorystykę,
Alien, abduction i flying sourcerer to moje ulubione zielenie ever. Area 51 i Black hole to najłatwiejsze w pracy fiolet i czerń jakie mam. Łatwo się je rozciera, blenduje, nakłada na siebie, stopniuje.
Pigmentacja tych cieni jest odrobinę mocniejsza niż w Jawbreakerze (to jedyna, poza Alienem, paleta JSC, którą mam), ale efekt wciąż można budować. Cienie nie robią plam ani prześwitów, ładnie się ze sobą blendują, można je nakładać na siebie, opad jest praktycznie zerowy. Pylą się trochę przy nakładaniu, ale w palecie, nie na powiece. Pracuje się z nimi naprawdę łatwo.
Ja nie gruntuję powieki niczym, nakładam te cienie na bazę albo korektor, i nie mam z nimi problemów.
Cienie błyszczące lepiej nakładać na bazę albo korektor (albo inne cienie). Nie potrzebują kleju do brokatu.
Paleta ma na tyle wyważone neutralne odcienie, że spokojnie można zrobić nimi dzienniaczek. Ale nie ma sensu jej kupować tylko dla takich makijaży. Można nią wyczarować wiele różnych looków, od zwykłych po najbardziej kosmiczne albo bardzo kobiece smoky w stylu Natashy Denony. Pod tym względem to chyba najbardziej uniwersalna paleta, jaką mam.
Opakowanie jest obłędne, chociaż duże, co nie każdemu musi się podobać. Powleczone jest bardzo miłą w dotyku sztuczną skórą. Nie mam problemu z magnesikiem (widziałam, że niektórym osobom ta paleta się nie domyka). Opakowanie jest solidne, więc można je zabierać ze sobą, jeśli ktoś lubi korzystać z takich kolorów w podróży.
To nie jest paleta dla każdego. Trzeba lubić taką kolorystykę. Nie ma co liczyć, że wystarczą dwa machnięcia pędzlem i już. Cienie transferują się bardzo łatwo, ale żeby uzyskać mocny pigment, trzeba go zbudować. Przy takich kolorach trzeba też poświęcić chwilę na blendowanie i łączenie kolorów. To nie jest paleta do szybkich makijaży.
Zalety:
- kolorystyka
- pigmentacja cieni
- łatwość pracy
- cruelty free
- łatwość blendowania
- cienie można nakładać na siebie
- cienie błyszczące dobrze pracują na samej bazie/korektorze
- formuła cieni
- zerowy osyp
- opakowanie (tak!)
- niepowtarzalne odcienie
- można nią wykonać wiele bardzo różnych makijaży
Wady:
- cena
- dostępność
- praca z tymi cieniami jest łatwa, ale wymaga czasu, nie da się zrobić ładnego makijażu na szybko