Robiąc wyprawkę dla mojego malucha postawiłam głównie na markę Babydream. Na ten produkt zdecydowałam się nieco w ciemno, nie miałam za bardzo pomysłu, na co go zużyję, ale wyszłam z założenia, że lepiej mieć nic nie mieć. W tym wypadku nie ma mowy o pomyłce, okazał się po prostu niezbędny i niezastąpiony.
Zacznijmy jednak od opakowania, które o dziwo świetnie spełnia swoją role. Dlaczego piszę o dziwo? Nie byłam do końca przekonana do tego sitka i zakręcania go. Bałam się, że produkt będzie się rozsypywał, ale nic takiego nie ma miejsca. Bardzo przemyślany sposób aplikacji. Nie ma żadnego wieczka, ja nasypywałam puder w zagłębienie dłoni albo na palce. Plastik jest biały i nie widać przez niego zużycia. Dopiero patrząc przez silne światło jesteśmy w stanie dostrzec, ile go jeszcze zostało. Szata graficzna ładna, napisy czytelne. Z tyłu więcej informacji o produkcie. Opakowanie jest spore, zawiera 100 gramów.
Puder ma postać białą. Jest aksamitny, gładki w dotyku, bardzo drobno zmielony. Odrobinę się pyli. Łatwo wtapia się w skórę, ale pozostawia ochronną warstwę. Wydajność jest jednym słowem oszałamiająca. Naprawdę nie chce się skończyć. Skład jest wzorcowy. Bardzo krótki, zawiera tylko talk, tlenek cynku, wyciąg z owoców oliwki, allantoinę i na samym końcu substancję zapachową. Jak dla mnie jest zbędna, faktem jest, że produkt bardzo ładnie pachnie, ale dość mocno. Kompozycja zapachowa zapewne przydaje rodzicom, którzy tego pudru używają w okolicach pieluszki, poza tym mojego szkraba nie podrażniła, więc mogę ją zaakceptować. Dostępność jest rewelacyjna, bo znajdziemy go w każdej drogerii sieci Rossmann, a cena jeszcze lepsza – 7 zł jak za taką wydajność brzmi jak żart.
Moje dziecko właściwie od dnia narodzin przez około pół roku miało olbrzymi problem z odparzeniami. Głównie na szyi, ze względu na to, że bardzo długo nie podnosiło główki, więc skóra nie miała odpowiedniej cyrkulacji powietrza. Pod pachami również się zdarzały. Żadne maści nie pomagały. Dopiero podczas pobytu w szpitalu lekarka podpowiedziała mi, że puder powinien dać sobie z tym radę. Na szczęście miałam go już w domu. I faktycznie, po kilku dniach zauważyłam znaczną poprawę. Najpierw podleczyłam otwarte rany samym powietrzem, potem 2-3 razy dziennie aplikowałam puder na suchą skórę. Po kilku dniach wystarczyła już „dawka przypominająca” raz dziennie. Naprawdę wyleczył te okropne rany. Myślę, że przy odparzeniach pieluszkowych też może dać radę, ale z tym na szczęście nigdy nie mieliśmy większych problemów, których nie zaleczyłby Bepanthen. Widzę, że dziewczyny bardzo go sobie chwalą jako puder do twarzy i chociaż się boję podrażnień i zapychania, to chyba w ten sposób dobiję do dna, bo zostało go jeszcze sporo w opakowaniu. W każdym razie polecam wszystkim mamom bobasków.
Zalety:
- fantastycznie leczy odparzenia
- zapobiega podrażnieniom
- bardzo wydajny
- bezpieczny, krótki skład
- wygodne opakowanie
- dostępność
- cena