Zacznę od tego, że generalnie nie mam problemów z trądzikiem jako takim - miałam wprawdzie tragedię w trakcie i po ciąży, a oprócz tego borykam się z suchością, alergiami (i wysypkami na tym właśnie tle) i innymi przebojami. Ale! Miewam i takie przypadki, że pojawiają się na mej wypielęgnowanej twarzy ONE - paskudne, podskórne i niezwykle bolesne gule, które siedzą ze 2 tygodnie, zanim raczą zniknąć, a nawet i wtedy długo nie dają o sobie zapomnieć z powodu przebarwień.
I na takie właśnie przypadki zaopatrzyłam się w pastę siarkową Normaderm - polecała mi ją przyjaciółka, mówiła, że nawet najgorszy dziad nie posiedzi na skórze dłużej, niż 24 h. I miała absolutną rację!!!
Co my tutaj mamy - podłużna tubka o pojemności 20 ml (a więc całkiem sporo, zważywszy na to, iż jest to preparat punktowy), w szacie graficznej typowej dla serii Normaderm (a więc soczysta zieleń), zakręcana i wyposażona w podłużny, precyzyjny aplikator. Sama pasta jest zbita, ale nadal kremowa - aplikujemy ją punktowo, więc nawet lepiej, że jest dość gęsta, bo nie spływa. Zapach jest intensywny i dla mnie niezbyt przyjemny - daje to siarką, że hej, stary ucieka i zatyka nos, ale trudno, dla urody warto pocierpieć ;).
W składzie znajdziemy 10% siarki, niacynamid, kwas glikolowy, lekkie emolienty, allantoinę - jest też i Disodium EDTA i fenoksyetanol, które wyjątkowo mi tutaj nie przeszkadzają - są one bliżej końca składu, a składniki aktywne są na samym początku, poza tym, nie używamy tego preparatu codziennie i na większe powierzchnie skóry, tylko punktowo i w razie potrzeby.
Pasta jest niesamowicie wydajna, używam jej od ponad 2 miesięcy i absolutnie nie widać zużycia - w tym przypadku nawet cena nie wydaje się być zawyżona, ponieważ tego typu kosmetyki starczają na dobrych kilka miesięcy.
Jeśli chodzi o działanie, to jest ono fantastyczne i naprawdę, za każdym razem zbieram szczękę z podłogi! Nakładam na te paskudy dosłownie po kropelce, delikatnie wklepuję i idę spać (najczęściej aplikuję pastę na noc).
I nieważne, jak duża i zaogniona byłaby zmiana, którą potraktowałam tą pastą - rano praktycznie nie ma po niej śladu! Czasami (ale to tylko po tych naprawdę dużych krostach) zostaje jedynie mała, czerwona, ale zupełnie płaska plamka, którą swobodnie zakrywam odrobiną korektora. I tyle! Żadnego bólu, stanu zapalnego, przebarwień, rozdrapywania itd. - wystarczy ta pasta, tylko tyle i aż tyle. Czasem tuż po aplikacji odczuwałam delikatne pieczenie w miejscu krostki, ale znikało ono w krótkim czasie, a szanowny pryszczol został unicestwiony w ekspresowym tempie. Szok, szok, szok!
Żadnego wysuszania skóry - przy PRAWIDŁOWYM stosowaniu, rzecz jasna, a więc nie na całą twarz, tylko punktowo, wówczas krzywdy nie zrobi na pewno, a wyleczy zmiany. Sprawdza się i przy mniejszych, zaognionych stanach zapalnych, i przy dopiero wyłażących, podskórnych paskudach - dla tej pasty to bez różnicy, likwiduje wszystko ;).
Jestem mega zachwycona i cieszę się, że odkryłam ten produkt - jak widać, jest on pomocny nie tylko przy cerze trądzikowej, trzeba jedynie stosować go z głową i wyłącznie punktowo, on już zadba o resztę.
Serdecznie polecam, to małe niepozorne cudo to prawdziwy pogromca krostek!
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie