Oj nie. Nie i nie. Bo nie!
Jestem oddaną fanką innego zapachu o tej samej nazwie - Reveal od Calvina Kleina. Za tamtym Reveal szaleję jak podwórkowy kocur za kotką w czasie rui, to natomiast działa na mnie jak płachta na byka - czyli prędzej przyłożę, niż pocałuję czy popieszczę.
Zapach kupiłam w ciemno - to znaczy, tester był, ale zepsuty, a że mogłam kupić 30 ml za 70 zł, to kupiłam - wielkie pieniądze to nie są, a stwierdziłam, że kto wie, być może i to Reveal zawładnie moim sercem? Ale nie. Figa.
Zapach zamknięty w tym dość ładnym flakonie jest nudny, jak apel w szkole. Przewidywalny, przygnębiający, monotonny i w dodatku nie możemy się doczekać, kiedy się skończy. Z tymi perfumami właśnie tak jest.
Otwarcie jest nawet ciekawe i miłe dla nosa - mimoza, soczysta brzoskwinia, miodowy melon, a wszystko przełamuje lekko kwaskowa czerwona porzeczka. Fajny, intensywnie kwiatowy aromat podszyty owocową nutą. Niestety, ta faza trwa krótko, bo na mojej skórze zaledwie 5 minut. Po upływie tego czasu znika moja porzeczka, znika nawet brzoskwinia, przyłazi za to irys w ogromnych ilościach, ogrom plumerii i na dodatek pijane neroli. Istny dramat - robi się słodko, za słodko... I mocno pudrowo-alkoholowo - to jednak nie jest aromat miły, to zapach starego pudru starej ciotki, stojącego na wiekowej toaletce w towarzystwie zwiędłych kwiatów stojących w kryształowym wazonie. Czyli - niby elegancko, ale czuć aromat przemijania. W Reveal nie pomaga nawet interesująca baza - drzewno-piżmowa, bo cały czas tłuką się w tle irys z plumerią.
Jest nudno, mdło, zbyt pudrowo, bez polotu.
Trwałość - średnia, max 3 h i znika (choć to EDP). Projekcja kiepska, wyczuwalny na długość ramion - i jest to opinia otoczenia, specjalnie dopytywałam, czy moje perfumy są wyczuwalne.
Cóż, to nie jest dla mnie. Mam jeszcze połowę flakonu i nie wiem, jak go opróżnię - bo sprzedać się nie opłaca, a dawać ich nikomu nie zamierzam - aż taką nienawiścią do ludzi nie pałam...