Kremy tego typu nie należą do moich ulubionych kosmetyków do pielęgnacji ciała, więc raczej sama z siebie ich nie kupuję. Akurat jednak tak się złożyło, że do mojego domu "trafiło" jedno opakowanie, więc miałam okazję sprawdzić ten produkt.
Krem Volare ogólnie nie jest zły. Nie jest to kosmetyk do zadań specjalnych - nie odżywi, nie zregeneruje, nie zapobiegnie wysuszeniu przesuszających się miejsc, nie zapewni głębokiego i długotrwałego nawilżenia. Jest to po prostu kosmetyk do codziennego stosowania, który utrzyma jako takie nawilżenie i zadowalający stan skóry od mycia do mycia. Skóry - warto podkreślić - normalnej, bo dla skóry suchej efekt będzie zapewne zbyt krótkotrwały. Konsystencja jak dla mnie przyjemna - nieco galaretowaty krem, rewelacyjnie rozprowadzający się po skórze (żadnych smug i klejenia się) i szybko wchłaniający, ale nie znikający przy tym bez śladu i bez jakiegokolwiek efektu. Skóra jest miękka, czuć, że człowiek czymś się zakonserwował, żadne nadprogramowe szorstkości nie wyskakują.
Co do zapachu, to nie wiem, jak pachnie "oryginał", czyli woda Volare, więc nie porównam. Natomiast ten krem ma dla mnie zapach... kremowy, przy czym używam tego określenia w dobrym tego słowa znaczeniu - tak mniej więcej kojarzy mi się zapach kremu. Jednocześnie, zapach kosmetyku nie jest zbyt nachalny i przytłaczający, na skórze nie utrzymuje się długo, ale moim zdaniem to raczej zaleta, niż wada - od pachnienia są perfumy, kosmetyki mogą co najwyżej uprzyjemniać swoim zapachem moment ich stosowania, co też ten krem w sumie czyni.
Naturalnością składu produkt nie grzeszy, ale też nikt nie udaje, iż jest to kosmetyk bio-eco-naturalny-nie-wiadomo-co-jeszcze, więc tak naprawdę ciężko z tego czynić poważny zarzut. Po prostu amatorzy wyciągów roślinnych muszą poszukać innych smarowideł.
Zaskoczyła mnie natomiast (pozytywnie, chociaż to nie zawsze zaleta) wydajność tego kosmetyku. Jako, że nie był on moim wymarzonym kremem do ciała, w pewnym momencie zaczęłam tęsknie spoglądać w stronę denka, by z czystym sumieniem po jego zakończeniu kupić sobie coś bardziej w moim typie. Tymczasem krem Volare długo nie chce się skończyć, mimo, iż używam go hojnie, nie żałując sobie ani grama i nie próbując dokonywać niepotrzebnych oszczędności. W sumie, mam go od około dwóch miesięcy (nie podam z dokładnością, co do dnia, ale na oko to będzie właśnie tyle), z pewnymi wyjątkami sumiennie stosuję codziennie, a on ciągle jeszcze jest (choć już na szczęście widocznie mniej, niż więcej), a to przecież nie jest litrowe opakowanie, tylko zwykła 250-tka.
Moja ocena wygląda więc następująco: daję mu mocne 3 za całokształt, gdyż jak na ten typ kosmetyku spisał się on w sumie bez zarzutu, plus dokładam pół gwiazdki za niezłą wydajność. Ja go kupić nie zamierzam, ale osobom posiadającym skórę normalną, którym zależy na zapachu i typowo codziennej pielęgnacji bez większych fajerwerków, powinien on posłużyć w sposób co najmniej zadowalający.
Używam tego produktu od: około 2 miesięcy
Ilość zużytych opakowań: 1 szt.