Szmatkę kupiłam, bo nie lubię tradycyjnych szczoteczek do twarzy ani peelingów, a zmywanie maseczek z glinką to dla mnie koszmar. Pomyślałam, że będzie idealna dla mnie.
To moja pierwsza szmatka, nie używałam jeszcze słynnej Liz Earle, bo chciałam sprawdzić TBS, zanim zostaną całkiem wycofane. Szmatek raczej nie da się już znaleźć w sklepach, pani w sklepie poinformowała mnie, że nie produkuje się już tych szmatek i czasem niektóre sklepy dostają resztki serii. Można je znaleźć na allegro, ale trzeba się liczyć z tym, że w sklepie 3szt. Kosztowały około 25zł, a na aukcji tyle kosztuje jedna szmatka(!).
Jeśli chodzi o samą szmatkę, 3 sztuki są zapakowane w kopertę przypominającą muślin albo płótno. Szmatki są duże, po całkowitym rozłożeniu dla mnie nawet zbyt duże, przez co trudno się ich używa, bo i tak muszę zmoczyć całą szmatkę, a przykładam do twarzy tylko ¼.
Szmatka nie wygląda jak na załączonym obrazku, w rzeczywistości przypomina wyglądem płótno, jest luźno tkana i ma kremowo-żółty kolor. Szmatki sprawiają wrażenie delikatnych, ale są bardzo mocne, próbowałam je rozerwać, ale to niewykonalne ;)
Na szmatkę skusiłam się między innymi dlatego, że słyszałam o jej właściwościach oczyszczających, a po kuracjach kwasowych nie mogłam się uporać z odstającymi skórkami.
Szmatki używam kilka razy w tygodniu, ostatnio rzadziej, bo suche skórki zniknęły, a mam wrażenie, że szmatka TBS do najdelikatniejszych nie należy i twarz mam po niej zawsze zaczerwienioną. Poleruje doskonale, skóra po całym zabiegu jest gładka jak u dziecka.
Słyszałam, że szmatka daje najlepsze rezultaty, kiedy stosuję się ją metodą OCM, ale chwilowo jestem zbyt zabiegana i zastąpiłam olejki zwykłym żelem oczyszczającym bez SLS. Najpierw zwilżam twarz dłońmi, nakładam żel i zwilżoną letnią wodą szmatkę przykładam do twarzy i wykonuję delikatnie masaż kolistymi ruchami. Płuczę szmatkę i powtarzam czynność, aż do zmycia żelu i na końcu uspokajam skórę przykładając do niej szmatkę zwilżoną chłodną wodą.
Najbardziej doceniam tę szmatkę, kiedy muszę zmyć maseczkę z glinką – najpierw pryskam twarz wodą termalną, a potem przykładam ściereczkę muślinową, chwilę przytrzymuje i jednym ruchem większość maseczki bezboleśnie znika ze skóry.
Co do utrzymywania ich w czystości, piorę w żelu do twarzy po każdym użyciu i prasuję, na razie trzymają się nieźle.
Czy kupię ponownie, raczej nie, bo chcę wypróbować ściereczkę Liz Earle. Szmatka spełnia swoje zadanie, ale nie powaliła mnie na kolana, bo mam wrażenie, że jest trochę za ostra. Jeszcze przed pierwszym użyciem widziałam na szmatce czarne kropki (drobiny peelingujące?) i nie wiem, czy to nie ich wina.
Na pewno ściereczki to oszczędność czasu i pieniędzy (zastępują peelingi), więc polecam fankom produktów wielofunkcyjnych.
Używam tego produktu od: ponad miesiąca
Ilość zużytych opakowań: w trakcie pierwszego opakowania, 3 szmatki w użyciu