Ta maseczka to mój pierwszy produkt od Sanoflore.
Zawsze chciałam czegoś od nich spróbować, a że SP czasem ma promocje na kosmetyki tej firmy skusiłam się na maskę w dość przystępnej cenie 35zł, o ile dobrze pamiętam.
Obecnie kończy swój żywot u mnie, używałam jej regularnie, raz/dwa razy w tygodniu i straczyła mi na ponad rok.
Jest to maseczka na bazie glinki, a jak wiadomo, glinki to szereg korzyści, przede wszystkim dla tłustej skóry. Ta jest na bazie glinki białej, inaczej kaolinowej, najłagodniejszej z glinek, polecanej nawet przy wrażliwej cerze. Dlatego też dla niektórych może być niewystarczająca.
Ja na początku też tak myślałam, jeżeli nie czuję mrowienia, ściągnięcia, to glinka nie działa. Ale to błędne myślenie.
Ta maska jest łagodna, ale efektywna. Zwęża deliktanie pory, reguluje sebum, przyjemnie wygładza, tym bardziej, że zawiera w sobie kwas salicylowy. To taki detoks dla twarzy. Ja po jej użyciu zawsze się sobie bardziej podobam ;)
Być może nie jest to rzecz niezbędna, ale moim zdaniem dobrze jest potraktować przede wszystkim tłustą/mieszaną/trądzikową buzię przynajmniej raz w tygodniu taką maską, bo wspaniale balansuje, uspokaja, przy wszystkich tych \'ofensywnych\' zabiegach - złuszczanie, matowienie i tak w kółko.
Jednocześnie przyspiesza delikatnie gojenie wyprysków, miejsca zaognione przestają być tak wrażliwe i zaczerwienione. Zresztą ma do tego świetnie przystosowany skład.
Pierwsza jest glinka, potem woda, gliceryna, oliwa z oliwek. Później mamy kilka \'zbędnych\' składników, na miejscu 13. jest kwas salicylowy, zaraz za nim ekstrakt aloesu w formie pudru (który np. można kupic odzielnie i stosować jako nawilżacz, ale znane są jego łagodzące właściwości).
Znajdziemy też ciekawe roślinki (a konkretnie olejki albo ekstrakty): pelargonię, gorzką pomarańczę, trawę cytrynową, ślaz dziki czyli odmianę malwy, tymianek, budleję Dawida, koper włoski i różę damasceńską. Jak ze zbioru botanika :)
Tak więc, jest się czym cieszyć, tym bardziej, że pierwsze wymienione, są wysoko w składzie, i udowadniają to swoim działaniem, a mnie więcej do szczęścia nie potrzeba.
Lubię też nawet jej zapach, nie jest jakiś niesłychanie piękny, ale bardzo charkterystyczny, mam wrażenie, że czuć w nim te zioła, najbardziej trawę cytrynową.
Choć jest moim stałym ulubieńcem, ma drobne wady.
Po pierwsze - cena, regularna jest dość wysoka; po drugie - konsystencja bywa dla mnie kłopotliwa pod prysznicem, gdzie zazwyczaj jej używam - jest bardzo gęstą pastą, jak kremy do demakijażu, i kiedy chcę ją równomiernie rozsmarować bez lusterka, zostają takie placki, gdzie jest raz za grubo, raz za cienko. Ale jeśli o minusy chodzi, to tyle.
Lubię maseczki glinkowe, cały czas testuję nowe.
Dlatego kiedy odkryłam inną glinkową maseczkę, ale przy tym złuszczającą kwasami ta poszła trochę w odstawkę... Odstawka jednak była krótka, po jakichś dwóch tygodniach wróciłam do niej, używam jej cały czas, choć niewiele mi zostało, i zdania nie zmienię, jest po prostu świetna :)
Jako ciekawostkę dodam, że osobiście przypomina mi bardzo maseczkę z granatem z Korresa, działanie mają praktycznie identycznie, różnią się tylko zapachem i kolorem, i ceną chyba, więc jeżeli ktoś próbował tamtej lub odwortnie, tej i był zadowolony, polecam przetestować drugą :D
Używam tego produktu od: roku, już nawet ponad
Ilość zużytych opakowań: jedno