Meteoryty z kolekcji Liu- tak jak poprzednia Wizażanka - zobaczyłam na blogu. Kulki były jedynym produktem z całej serii świątecznej, który zapragnęłam mieć. Nic mi nie przeszkodziło to, że kryzys, a ja mam już w kolekcji Meteoryty z Pszczołą (Perles d\'Or-zima 2010), "zwykłe" Teint Rose, Emilio Pucci z lata 2012. Te też MUSIAŁAM MIEĆ. Zaczęło się więc dreptanie po drogeriach o różnych nazwach. Panie ekspedientki patrzyły na mnie jak na ufoludka, gdy pytałam, kiedy będą, czy już, może jutro?
W końcu udało mi się je zdobyć i od tygodnia jestem szczęśliwą posiadaczką nowych Meteorytów. Oczywiście - jak to zwykle bywa - zdrowy rozsądek przegrał z moją naturą sroki łasej na błyskotki. W sumie to jeśli chodzi o Meteoryty, rozum wygrał tylko rok temu, kiedy NIE KUPIŁAM limitowanej kolekcji zimowej. A nie kupiłam, bo opakowanie mi się nie spodobało i jednorazowo dostrzegłam, że te kulki w środku to w sumie to samo, co już mam.
Opakowanie kulek niestety sprawia, że głupieję. Zaraz mam milion pomysłów, co ja z nim zrobię, jak już meteoryty się skończą. Podobnie, jak rok temu - metalowe opakowanie ma ten sam Guerlainowski kształt, zmienia się tylko kolor. Tym razem jest jednak czarne, a rozeta jest złota. Nie da się ukryć - jest szykowne, eleganckie.
Po wyjęciu czarnej gąbeczki można pocieszyć oko. Kuleczki są tym razem w sześciu kolorach. W sumie kompozycja jest bardzo zbliżona do Perles d\'Or sprzed dwóch lat. Różnica jest taka, że dodano do tej kombinacji kuleczki perłowe, które są nieco większe niż pozostałe. W zestawie są więc zarówno kolory dość ciemne, jak róż, ale i szampański i biały.
Meteoryty nakładam zawsze grubym pędzlem. Trzeba przy tym uważać, żeby jakaś kulka zbłąkana w pędzlowym włosiu nie wpadła nieopatrznie np. do umywalki. Ale takie uroki kulek tak Guerlaina, jak i każdych innych.
Guerlain jest wierny jednemu zapachowi kulek i wie co robi - na mnie ten zapach działa i gdybym tylko mogła znaleźć, kupiłabym takie perfumy.
Kiedyś kulki były dla mnie kosmetykiem na wieczór, na wyjście. Doszłam jednak do wniosku, że przecież w takim tempie nie zużyję ich nigdy (czyli nici z wkładania do pudełka po meteorytach tego, co zaplanowałam ;)). Teraz używam ich też na dzień (również Perles d\'Or), wcale mi nie przeszkadzają perłowe drobinki. Jako, że uważam (inni mają inne zdanie), że moja twarz jest szara i wymaga rozświetlenia, nawet uważam je za atut. Tym bardziej, że błysk nie jest nachalny i meteoryty nadają się i na dzień, i na wieczór - do pracy i na imprezę. Puder daje aksamitne wykończenie makijażu. Ożywia moją permanentnie bladą twarz i utrzymuje się na niej praktycznie przez cały dzień. Mam wrażenie, że dopasuje się do każdej karnacji. Nie daje efektu sztuczności. Końcowy efekt nie jest nachalny, a raczej świeży i uniwersalny. Bardzo mi się podoba.
Wydaje mi się jednak, że w przypadku wszystkich serii Meteorytów mocno przesadzone są opinie o efekcie Photoshopa. Nie ma się co łudzić, że nagle zmarszczki będą mniej widoczne, że pryszcze znikną, a nasza buzia nagle będzie idealna jak buzia Ani Muchy na okładce kolorowego czasopisma. Meteoryty nie mają ŻADNYCH właściwości korygujących czy kryjących. Mimo to uzyskany efekt wykończenia makijażu mi się podoba.
Niezależnie od tego, w co będą opakowane - będę z pewnością dalej kupować meteoryty, jeśli moje możliwości finansowe na to pozwolą. Nie jest to produkt najtańszy, opakowanie starcza jednak na bardzo długo, są więc warte swojej ceny.
Używam tego produktu od: tygodnia
Ilość zużytych opakowań: w trakcie 1