Pierwszy raz w opcjach "Czy kupiłabyś ten produkt ponownie?" brakuje mi czegoś w stylu "Nie wzięłabym nawet jakby mi dopłacili".
Całe szczęście opakowanie dostałam od mamy, gdybym sama je kupiła, to chyba skoczyłabym z mostu ze wstydu po zmarnowaniu całej stówy na TAKI BADZIEW.
Zacznę od plusów:
BRAK. Nawet butelka, rzecz, za którą prawie zawsze można dać plusa, w tym przypadku jest nieporęczna, źle się z niej wydusza końcówkę mazi.
Przejdźmy do minusów:
KONSYSTENCJA:
Dość gęsty żel, jeżeli mnie pamięć nie myli to zielonkawy. Ciekawy zapach, taki wywołujący wrażenie, że ten specyfik jest apteczny i musi działać. Nie lubię konsystencji żelu, teoretycznie wszystko powinno się lepiej rozprowadzać i wchłaniać, ale gdzież tam! Pamiętam, że ciężko było ten żel równomiernie rozsmarować, a wmasowanie w wybrane miejsca (stosowałam na uda i pośladki) graniczyło z cudem, chyba że ktoś lubi siedzieć 30 minut wcierając i masując. Żel zostawiał powłoczkę, która się nie wchłaniała - efekt: kleisz się do wszystkiego. Już żele Eveline doprowadzały mnie do pasji swoim klejeniem, ale Vichy to jest wyższy poziom lepkości, jakbym klej na siebie wylała, fuj! Nie było ważne, czy założyłam spodnie po 20 minutach czy po 3 godzinach - i tak się przyklejałam :/
DZIAŁANIE:
Tu można napisać książkę o tym, jak firma Vichy nabija klientów w butelkę. Nie ukrywam - nie lubię Vichy, omijam ich produkty szerokim łukiem, ale mam ku temu podstawy. Każdy produkt z ich oferty, który wypróbowałam, był mniejszym lub większym bublem, nie wartym nawet 1/5 swojej ceny.
Ten specyfik przede wszystkim nie dba o skórę, jak to jest zaznaczone w opisie. Co najwyżej wysusza (alkohol!!!), przez co owszem - skóra jest od razu bardziej napięta, tylko chyba nie o to chodzi, żeby skóra była ściągnięta na maxa? Równie dobrze można skórę przetrzeć mega alkoholowym tonikiem albo czystym spirytusem - też się tak "zdrowo" napnie.. Efekt napięcia utrzymuje się do prysznica, tudzież do wtarcia kosmetyku w spodnie, jeżeli wybierzemy coś bardziej przy ciele :D
Utrata centymetrów - bujda, jak w większości takich produktów. Jednakże, np. po Eveline widziałam jakiś efekt, tutaj - istne zero. Tkanki tłuszczowej jako takiej nie mam, za to po tabletkach anty pozostał mi niewielki cellulit na pośladkach i udach, więc liczyłam chociaż na drobną zmianę (żeby nie było - chodziło mi o zmianę wizualną tylko podczas używania specyfiku, na długoterminowe rezultaty trzeba pracować ćwiczeniami ;)). Zmianę zobaczyłam, tylko.. szkoda, że na gorsze. Produkt podkreślił wszelkie niedoskonałości zamiast je zwalczyć, a właściwości wysuszające na pewno nie wpłynęły in plus na kondycję skóry, która miała tendencję do czerwonych kropeczek czy nierównego kolorytu. Ma-sa-kra.
Absolutnie odradzam stosowanie na skórę po goleniu, podrażnienie (a przynajmniej okropne pieczenie) murowane.
To by było na tyle. Z dziką radością daję pół gwiazdki, jestem absolutnie przekonana, że ten produkt nie jest wart nawet jednej złotówki, już nie wspomnę o cenie jak z kosmosu.
PS: Po namyśle - produkt ma jeden, mały plusik: skóra, przez pozostawanie tej niewchłaniającej się powłoczki, jest w dotyku aksamitna i gładka, oczywiście do pierwszego prysznica ;)
Używam tego produktu od: kilka lat temu (2-3-4?)
Ilość zużytych opakowań: 1 całe (zmęczyłam do samiutkiego końca)