Jeśli chodzi o tytuł mojej recenzji, to nie, nie jest to ironia. Wręcz przeciwnie, Air de teint, jest najlepszym podkładem jaki do tej pory miałam. I najsmieszniejsze jest to, że byłam przekonana, że jest zdjęty z produkcji, bo chciałam kupić drugą buteleczkę na corocznej zimowej promce, ale nie bylo w lokalnej Sephorze i nawet nie pofatygowalam się spr w necie, a okazuje się - jest go pod dostatkiem.
Ale do rzeczy.
Mam go ponad półtora roku, czyli dłużej niż powinnam, ale to dlatego, że chomikowałam końcówkę na jakąś specjalną okazję. Nie zmienił jednak swojej jakości. Nawet jestem dumna, zużyłam go co do kropli.
Pierwsza próba w perfumerii to było takie zachłyśnięcie się tą płynną konsystencją, choć było ryzyko, że nie będzie mi odpowiadał byl jakby tlustawy, dwufazowy, tak to nazwijmy - jako doswiadczona wizazanka, posiadaczka kilkunastu i testerka kilkudziesięciu podkładów przeczuwalam, ze stoją za tym silikony. Raz się jednak żyje, zdecydowałam się - tak bardzo podobał mi się matowy efekt i ta gładkość pod palcami, jakby nic przyjemniejszego się wcześniej nie dotykało ;), taka definicja idealnej cery w płynie, nic dodać nic ująć. Poza tym, o ile się nie mylę, było to dość nowatorskie rozwiązanie (wtedy), Lancome wypuścił jako jeden z pierwszych podkład w takiej formie, wiem za to na pewno, że potem pojawiło się sporo podobnych, z troszkę niższej półki cenowej.
Przez cały okres posiadania nasza współpraca układała się bardzo dobrze. Zaznaczę na początku, że w tym okresie moja cera przechodziła najlepszy okres ever - zadbana i jędrna, tylko z kilkoma naczynkami wokół nosa, przetłuszczającym się T, rozszerzonymi porami na policzkach i właściwie to by było na tyle, ogólnie w dobrym stanie bez większych niedoskonałości.
Podkład miał bardzo lekkie krycie, ale tu bez pretensji, to zaznacza producent na opakowaniu, stąd też trochę prywaty na początku, bo nie sądzę, że jest to odpowiedni podkład dla cer problematycznych (zależy też w jakim stopniu dany problem się ma). Nadawał skórze swego rodzaju 'dewy look' i to jego główna zaleta - wydobywał blask, promienność, wygładzał - chyba o to chodziło w magicznej technologii 'blurr'. I czy jest ona magiczną czy nie, najważniejsze, żeby widzieć rezultat - ja go widziałam, i mocno mi się spodobał. Bałam się po nim niedoskonałości i świecenia, żeby z tym "dewy'nie przesadzić, ale tak się nie stało. Co do niedoskonałości, nie miałam do nich nigdy specjalnej tendencji, i nie pogorszył stanu mojej cery, powiem więcej, podkreślał jej ówczesne zalety, a przy tym wyrównywał pory, gdzieniegdzie naczynka, wygładzał.
Co do wytrzymalosci, swiecenia, scierania... Zimą trzymał się twarzy dłużej niż latem, ale najlepiej wspominam właśnie naszą letnią współpracę, kiedy wytrzymywał pot, krew i łzy, a i tak widziałam, że wyglądam zdecydowanie lepiej niż saute - to także zasługa idealnego dla mnie odcienia, bo wybrałam o ton ciemniejszy niż zwykle ( jestem lalką z saskiej porcelany prawie cały rok) i okazał się dobry nawet zimą, nie odcinał się od szyi (latem - ni mniej, nie więcej - idealny). Zresztą była to kwestia odpowiedniego roztarcia, i tu kolejna jego duża zaleta, bo wg mnie akurat (zerknęłam na wcześniejsze opinie) rozcierał się wyjątkowo dobrze, i przysięgam, że wielokrotnie robiłam to po omacku, rozcierałam kilka kropli jak krem nie spoglądając nawet w lusterko, bez obaw że zostawiłam smugi czy plamy nierozpracowanego podkładu. Bo nigdy mu się to nie zdarzyło. W ogóle najlepiej wyglądał po prostu nałożony palcami, choć z pędzlem też bez zarzutów.
Ostatnie zalety, mniej istotne, ale jednak - przyjemny zapach i wydajność (myślę, że przy używaniu go dzień w dzień starczył by mi na niecały rok, stawiam 9m).
Z wad mogę mu zarzucić cenę, regularnie to prawie 200zł, obecnie można go kupić w internetowych drogeriach za ponad 100zł (120-140), choć i tak jest to dużo; poza tym skład, jak dla mnie czarna magia, sam silikon (intuicja mnie nie zawiodła), jakieś 2 ekstrakty, ale i tak wolę nie patrzeć..; opakowanie - ma plusy i minusy, jest ładne, estetyczne i do czasu higieniczne, bo dopóki używa się kroplomierza jest ok, ale samą końcówkę wydobywałam już bawiąc się i smarując bezpośrednio pipetą, co z higieną niewiele ma wspólnego.
Nie porównam go z żadnym innym podkładem, bo wszystkie pozostałe, które posiadam mocno się różnią. W przyszłości może spróbuję innego płynnego podkładu, ale ten cudny podkład był ze mną długo i chyba mam nawet do niego pewien sentyment, bo 'przeżyliśmy' razem wiele fajnych chwil, nie zawiódł mnie jako kosmetyk w najlepszym okresie mojego życia. <3
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie