Lalique

Lalique
Najlepiej ocenione produkty marki Lalique
Zobacz wszystkie"Czarny Atrament"
Historię, za sprawą której te perfumy do mnie trafiły zachowam dla siebie. Nic ciekawego, w zamian za sporą dawkę obrażania zapachu (i mnie przy okazji). Wszystko wokół tego było zwykłym odstawieniem teatru, którym nie warto się przejmować. Nic poza tym. Encre Noire znaczy tyle co Czarny Atrament. Nazwa świetnie współgra z minimalistycznym sześcianem na wskroś czarnym (nie można zobaczyć, ile cieczy w środku się znajduje) z drewnianym korkiem zabezpieczającym atomizer. Rzeczywiście flakonik przypomina elegancki kałamarz. Jeden z lepszych i ładniejszych projektów, jakie dotąd widziałam. Jak na ironię zapach nieco odbiega od tego, co widzimy... Niemniej jednak atramentowe nutki mogą zostać chwilami zarejestrowane, ale generalnie jest to zapach... "zielono-brązowy". Typowy las: igliwie, stare drewno, mokra ziemia... Niby męskie, ale moim zdaniem jest to unisex, którego używa m.in. Robert Makłowicz (chociaż prawdę mówiąc ciężko jest mi sobie go wyobrazić w tym zapachu :D). No i ja! :) Z tego co wyczytałam na fragrantice, wiele kobiet przyznaje się do podkradania tych perfumy swoim mężom, narzeczonym... Kompozycja jest bardzo prosta i konkretna, bowiem zarówno nuta głowy, jak i nuta serca zawiera pojedynczy składnik, zaś bazę stanowią dwa komponenty. Nie jestem zaznajomiona z takimi 'egzotycznymi' składnikami, dlatego piramidę zapachową, którą poznałam dzięki wujaszkowi Google, przyjmuję na wiarę. To, co nam otwiera drzwi to podobno balsamiczny cyprys. Sam. Bez żadnego towarzystwa. A gdy dojdzie do głosu serce, czujemy wetywerię, która tworzy cudowną zielono-żółtawą parę z rzeczonym cyprysem. W bazie znajdujemy otulające drzewo kaszmirowe oraz szlachetne, naprawdę szlachetne piżmo. Gdybym miała sama, bez żadnej pomocy powiedzieć, co tak naprawdę czuję w tych perfumach, to powiedziałabym, że jest to choinka. Na pewno jakieś igliwie. Sosna? Ciś? Jałowiec? Cały las iglasty? Poza tym wyczuwalne są jakieś mentolowo-cytronellowe ślady. No i drewno. Co to za drewno? Nie wiedziałabym. Zgadywałabym, że gwajakowe. No i nie zjadłabym. Dowąchałabym się w tej kompozycji z dużą śmiałością kościelnej atmosfery, więc wymieniłabym mirrę i olibanum. Której tu nie ma. Nieco romantyczne, mocno kontemplacyjne, eleganckie, troszkę tajemnicze, nietuzinkowe i niepospolite. Uwaga! Są bardzo mocne! Mogą wywoływać mdłości i na pewno nie każdemu przypadną do gustu. Ale w żadnym razie nie słuchajcie opinii "znawców", którzy przyzwyczaili swe kinole do popularnych przyjemniaczków (nic nie mam do tego rodzaju perfum! Również je lubię) zgodnych z obowiązującą linią i dla których wszystko, co choć minimalnie odbiega od ogólnie przyjętej normy jest "fuj". Fani gotyku, mroku, ciemności, wampirów, wiedźm i wilkołaków (do których w zasadzie się zaliczam) mogą się zawieść - chyba że ulegną opiniom zamieszczanym w internecie i zaczną się doszukiwać dziwnych niuansów... których nie ma. Nie, one kompletnie nie pachną złem, mrokiem, dreszczami, ani żadną ciemnością. Owszem - zapach igliwia może przywoływać wilgotne, drzewno-atramentowo-balsamiczno-leśne skojarzenia; możliwe, że związane ze starym drewnianym kościołem po deszczu. Na pewno dużo, dużo gęstego lasu iglastego! Takiego nadmorskiego, o! Nie jest to jednak żaden horror. Takie porównania są nader odległe i nad wyraz przesadzone! Przeczytałam na fragrantice, że pachną "śniadaniem Snape'a". Pomijając fakt, że przereklamowana i irytująca historyjka Harrego Pottera nie jest nawet w pobliżu kunsztu tej olfaktorycznej niecodzienności, to abstrakt jaki wyszedł z tego pierdliwego komentarza został ze mną na długo. Śniadanie Snape'a... Dobre sobie! A przepraszam, co Snape żarł na śniadanie? Czyżby cyprysa, wetywerię, drzewo kaszmirowe oraz piżmo? Jeśli tak, to istotnie te perfumy pachną jego śniadaniem. Bardzo je lubię. Są absolutnie niezwykle w swej prostocie. Odkrywcze w skąpej, ale jakże bezbłędnie zbudowanej piramidzie zapachowej. Te perfumy to dzieło sztuki. Czuć, że spotykamy się z czymś... niespotykanym. Z wielką klasą, kunsztem, ciemnym odcieniem stanowczości i dzikością. Mocne, trwałe, wyraziste, rozwojowe, zaskakujące, całoroczne (wiosna, lato, jesień, zima), dobre na każdą porę dnia i nocy.
Przejdź do recenzjiPięknie podana róża
Aktualnie mój signature scent. Nigdy nie zwracałam uwagi na zapachy różane do czasu gdy zamówiłam w ciemno Perles. Przekonałam się do nich po jakichś dwóch tygodniach. Na każdym mogą pachnieć inaczej i okazało się , ze perły są dla mnie łaskawe. Na mojej skórze wybija słodka i jednocześnie świeża, mroźna róża z akcentem ziołowym. Ma w sobie cos dystansującego, zimnego, są doskonałe na każdą okazję, używam ich do pracy, używam ich na poprawę humoru, na większe okazje. Moje najbardziej uniwersalne perfumy. Często wącham flakon nawet gdy danego dnia użyłam innych perfum i sprawia mi to ogromna przyjemność. Ostatnio też zostałam zaczepiona na ulicy przez nieznaną kobietę, która chciała wiedzieć co to za perfumy. Okazało się, że perły pachną na niej inaczej i zupełnie nie spodziewała się, ze to ten zapach.
Przejdź do recenzji