Mam taką teorię, pewnie nie tylko ja, że ten zapach nie zdradza 1% swojego potencjału w okresie jesienno-zimowym. Kamfora góruje nad innymi nutami zapachowymi, sprawiając, że jest dość ciężki i linearny. Lubię ten pieprz na tle bardziej subtelnych kwiatków, ale jednak to nie jest to co czułam w okresie letnim. Paradoksalnie wtedy zapach był lżejszy, na rozgrzanym ciele kamfora szybciej się ulatniała i czułam coś, co ciężko opisać, bo poszczególne nuty tak się ze sobą łączą, że tworzą coś nieziemskiego, oderwanego od zapachów, z którymi obcujemy na tej planecie i jak nie jestem specjalistką od Aliena Muglera, który chyba do tej idei się odnosi, ale to tak zawsze sobie wyobrażałam zapach mistycznego, tajemniczego anioła czy kosmity, podczas którego to spotkania nie wiemy czy to sen czy jawa czy zwariowaliśmy czy ktoś nam czegoś dosypał...? Najbardziej "ziemskie" zapachy, które się wybijają są trochę zielarskie, co wskazywałoby na to ostatnie. Zapach jest nierealny. Zimny, ale przedziwny, kojarzący mi się z zorzą polarną. Po jakimś czasie robi się nieziemsko wręcz seksowny w ten nieziemski, ale dość "pierwotny" sposób mimo tego całego odrealnienia - no nie mogę się powstrzymać, żeby nie mówić takich bezwstydnych rzeczy, ale porządny orgazm też czasem sprawie, że jesteśmy "w innym świecie", w ten sposób bym to skojarzenie ujęła. Zapach z czasem staje się coraz zimniejszy, mniej surrealistyczny, a jak absurdalnie by to nie zabrzmiało - kojarzy mi się z kamieniem, jakby ten anioł-kosmita skamieniał i zamienił się w posąg nagrobkowy. Zapach nie jest w moim odbiorze bardzo gotycki czy dekadencki jak niektórzy go opisują, ale ma w sobie po czasie coś cmentarnego, ale jak dla mnie wciąż czuć ten seks. Seks na cmentarzu.
Spryskany nimi ciuchy utrzymują ten zapach do kilku dni, a zapach na skórze cały dzień ewoluuje.
Czuję się jakbym gadała tu jak potłuczona, ale ta recenzja jest równie dziwna jak ta perfumy. Kupiłam w ciemno 100 ml czytając recenzje, bo chciałam perfum, które są absolutnie dziwne i je mam. W pozytywnym sensie, bo są naprawdę wyjątkowe. Mimo, że nie są najtańsze (ale też w porównaniu z markami typowo Sephorowymi stosunkowo też niekoniecznie okropnie drogie) nie żałuję wydania ani złotówki. To jest dzieło sztuki, odważne i jedyne w swoim rodzaju i jak w przypadku np. wieży Eiffle'a znajdą się ludzie, którzy tego typu sztuki nienawidzą i chcieliby wszędzie konwenansu, renesansu i kwiatuszków. Sztuka appolińska kontra dionizyjska czy cośtam.