Equus otwiera się soczyście i świeżo, pokaźną ilością dojrzałej, lecz cierpkiej bergamoty i takąż samą cytryną, zapowiadając zwyczajną wodę kolońską. Emocje jak na rybach albo grzybach- już chciałam brać prysznic.
Ot, dżentelmen w nieskazitelnie białych bryczesach, doszorowany do czysta, o angielskiej urodzie, udaje się na konną przejażdżkę o poranku. Zwykła rzecz.
Osiodłanie konia i wyjazd sprawiają, że robi się coraz bardziej świeżo, przestrzennie i powietrznie. Świeżość bergamoty chłodzi wyraźny i jednoznaczny aromat jagód jałowca, równie cierpkich i wytrawnych, jak nuta której towarzyszą. Czyżby? Czy nasz dżentelmen nie jest tak angielski, jak sądziłam? I trzyma pod połą kurtki metalową piersiówkę wypełnioną ginem?
No pewnie, że trzyma. Bo bycie angielskim dżentelmenem, który musi o poranku pojeździć konno, musi być śmiertelnie nudne; wymaga doprawienia, aby było znośne. To stąd biorą się wspomniany już jałowiec (który w sercu przybiera postać jałowcówki), a towarzyszą mu gałka muszkatołowa, sypnięta dość szczodrze, kardamon, jasny i herbaciany w wydźwięku, leciutko tylko słodkawy i korzenny. Dżentelmen rezygnuje ze żmudnego ujeżdżania i ćwiczenia skoków- zresztą po kilku głębszych średnio mu idzie, więc wybiera się na przejażdżkę po łące. Kto jeździł konno, ten dobrze zna woń parującego zielska, która towarzyszy takim przejadżkom. W tym przypadku za zielsko robi masa świeżego, intensywnie zielonego wetiweru, ale nie tylko- są też laur, majeranek, może odrobina szałwi, podane na bukiecie z trawy. Liście fiołka, równie cierpkie jak dyktujące do tej pory warunki zioła, też nie zostały oszczędzone przez końskie kopyta.
Ale jeśli ktoś pomyśli, że jest to zapach - z powodu pieprzu, muszkatu i kardamonu- przyprawowy- pomyli się. Jeśli ktoś pomyśli,że jest to niepohamowana eksplozja nut zielonych- będzie w błędzie.
Przyprawy są wyczuwalne, gin jest wyczuwalny, zielsko jest wyczuwalne, ale Equus to od początku do końca zapach intensywnie świeży i jasny. To kompozycja bardzo dobra, udana, taktowna i wyważona, jak angielski dżentelmen. I choć przeciwko dżentelmenom w prawdziwym życiu nic nie mam, to w perfumeryjnym świecie wydają mi się ... zbyt dobrze ułożeni. Bo taki dżentelmen jedzie sobie, okropnie elegancko, kłusikiem, anglezując, na koniu czystej krwi arabskiej. A ja wolę rasę fryzyjską i galop. I tak jest z Equusem- to w swojej kategorii świetne perfumy, po prostu nie miały prawa trafić w mój gust, bo nie ja jestem targetem.