Molinard

Molinard
Producent perfum
Najlepiej ocenione produkty marki Molinard
Zobacz wszystkieKiedyś Nienawidziłam a Teraz Uwielbiam
Historia mojej znajomości z Habanitą sięga czasów, kiedy to byłam studentką. Habanitę dostałam w prezencie od swojego ówczesnego chłopaka ( mikołajkowym lub gwiazdkowym – nie pamiętam). Flakonik 50 ml. Zapach nie przypadł mi wtedy do gustu, używałam go jednak od czasu do czasu, by nie sprawić przykrości chłopakowi. Wtedy to Habanitę odbierałam jako ciężki, gorzki, przesiąknięty tonami cedru zapach dla starszej, eleganckiej pani ceniącej sobie luksus. Po pewnym czasie rozstaliśmy się z chłopakiem, a Habanita powędrowała na parę ładnych lat na dno szafy. W minionym roku wypadła nam przeprowadzka i podczas opróżniania szafy znalazłam zakurzone pudełeczko z flakonikiem perfum w środku – Habanitą. Oczyściłam prędko szmatką pudełeczko, otworzyłam je i wyjęłam flakonik, przetarłam go szmatką. Od razu spryskałam Habanitą nadgarstek. Po chwili znów poczułam ten ciężki aromat. Jednak po paru latach nie wydawał mi się on już do szpiku przesiąknięty cedrem. Może mój węch się rozwinął, a może to ja dorosłam do tego, by z dumą nosić Habanitę. Habanita nie jest zapachem łatwym, grzecznym, ułożonym. Nie pasuje do grzecznych panienek w pastelowych sukienkach, które od mocnych aromatów dostają migren a na zaloty mężczyzn odpowiadają spuszczeniem wzroku, czerwonymi rumieńcami na policzkach, nieśmiałością i zakłopotaniem. To zapach dla kobiet silnych charakterem, niepokornych, niezależnych. Dla kobiet, które potrafią odpysknąć, bronić swoich poglądów i siebie samej. Idealnie do Habanity pasowałaby: Angelina Jolie, Megan Fox, Agnieszka Szulim, Agnieszka Chylińska. No w skrócie taka baba z jajami – bez obrazy. Mam tu na myśli niewiastę umiejącą zachować zimną krew w najtrudniejszej sytuacji, rządną przygód, świadomą swojego sexapilu. Habanita początkowo na mojej skórze jest gorzkawa i odrobinkę surowa za sprawą cedru oraz nieco ziemista i wilgotna dzięki paczuli. Po niedługim czasie rozwija się i nie czuć już tej gorzkości i ziemistości. Zapach powoli robi się iście orientalny, bogaty, ździebko pudrowy i podszyty tytoniem. Tak tytoniem. Czuję wyraźnie suszony tytoń, choć w opisie go nie ma. Habanita zresztą na mojej skórze jest podszyta tytoniem przez cały czas. Ale nie jest to tytoń jaki znamy z popularnych papierosów. Tytoń w Habanicie kojarzy mi się z cygarami zwijanymi na którejś z wysp na morzu karaibskim. Cygara są zwijane ręcznie, dokładnie przycinane, by miały jednakową długość i wagę. Pakowane do eleganckich pudełek, być może z drewna cedrowego właśnie i wysyłane w świat. Jednak po cedrowym rozpoczęciu pojawia się słodko – cytrusowy aromat bergamotki, który przeplata się z aksamitno – słodką wonią świeżej, soczystej brzoskwini o aksamitnej, miłej w dotyku skórce rozgrzanej promieniami południowego słońca. Po chwili perfumy zostają wzbogacone pudrowo – piżmową wonią róży, jest to aromat delikatny i zwiewny. Szybko zostaje wzbogacony irysem o pudrowej ale i momentami nieco drzewnej woni oraz egzotycznym ylang – ylang. Jego bogaty, balsamiczny upajajaco słodki aromat wspaniale komponuje się z wonią bzu, która dołącza do grona kwiatowego. Jest to niewielkie drzewko obsypane jasnofioletowymi kwiatostanami. Jest maj, więc kwiaty są w pełni rozwinięte. Jego przyozdobione listkami i kwiatkami gałązki kołyszą się delikatnie na lekkim wiaterku, który sprawia, że świeży, delikatny aromat bzu zaczyna unosić się w powietrzu niczym latawce puszczane przez dzieci. W godzinach wczesno popołudniowych wyłania się wanilia o ciepłym, słodkim, głębokim aromacie dodająca recenzowanej EDP zmysłowości i gładkości. Ku mojemu zaskoczeniu na chwilę pojawia się aromat truskawki. Ale nie takiej czystej, opłukanej pod bieżącą wodą gotowej do zjedzenia. To truskawka zerwana niedawno krzaczka. Brudnawa i dziewiczo świeża. Jej aromat kojarzy mi się z truskawkami spoczywającymi w drewnianych łubiankach, które można kupić na targu. To truskawka z zieloną szypułką, pachnąca po trochu sobą, po trochu wilgotną, brunatną ziemią, którą można wyczuć pod palcami – może to paczula. Po jakimś czasie moje nozdrza zaczynają wyłapywać benzoes i to w sporej dawce. Jego zawiesista woń jest słodko - miodowa. Miód jest ciemny: spadziowy lub gryczany o mocnym zapachu. Skondensowany i tym samym suchy. Przyjemnie drapiący w gardełko, gdy się go skosztuje. Po paru dobrych minutach benzoes staje się jakby pudrowy i suchawy. Doskonale łączy się z aromatem tytoniu. Mój nos odbiera tytoń jako korzenno - skórzasty (pewnie za sprawą nuty skórzanej obecnej w zapachu) z domieszką suchych przypraw: goździków, cynamonu i jakiegoś dobrego trunku: whisky lub koniak. Generalnie jest to głęboki, miły dla powonienia, tajemniczy akcent znacząco wzbogacający Habanitę. Pod koniec dnia robi się kadzidlano ale j nie kościelnie. Jest dymnie i zawiesiście, muszę to przyznać. Wyobrażam sobie kadzielnicę do której wsypano benzoes, mirrę, dodano ususzone płatki róży, suszony tytoń, suszony cynamon i goździki oraz węgielki i w końcu podpalono zawartość, by wydzielała piękny aromat okadzający całe pomieszczenie. Habanita edt jest zapachem ciężkim, gęstym. Orientalno – pudrowo –kadzidlanym z nutką tytoniu. Mocnym i trwałym. Na skórze wytrzymuje ponad 10 godzin, niewiele tracąc na intensywności. Na ubraniach utrzymuje się nawet tydzień. Używam tego produktu od: dostałam na studiach parę lat temu, używam od ubiegłego roku Ilość zużytych opakowań: pierwsze 50 ml zużyte może w połowie
Przejdź do recenzjiKiedyś Nienawidziłam a Teraz Uwielbiam
Historia mojej znajomości z Habanitą sięga czasów, kiedy to byłam studentką. Habanitę dostałam w prezencie od swojego ówczesnego chłopaka ( mikołajkowym lub gwiazdkowym – nie pamiętam). Flakonik 50 ml. Zapach nie przypadł mi wtedy do gustu, używałam go jednak od czasu do czasu, by nie sprawić przykrości chłopakowi. Wtedy to Habanitę odbierałam jako ciężki, gorzki, przesiąknięty tonami cedru zapach dla starszej, eleganckiej pani ceniącej sobie luksus. Po pewnym czasie rozstaliśmy się z chłopakiem, a Habanita powędrowała na parę ładnych lat na dno szafy. W minionym roku wypadła nam przeprowadzka i podczas opróżniania szafy znalazłam zakurzone pudełeczko z flakonikiem perfum w środku – Habanitą. Oczyściłam prędko szmatką pudełeczko, otworzyłam je i wyjęłam flakonik, przetarłam go szmatką. Od razu spryskałam Habanitą nadgarstek. Po chwili znów poczułam ten ciężki aromat. Jednak po paru latach nie wydawał mi się on już do szpiku przesiąknięty cedrem. Może mój węch się rozwinął, a może to ja dorosłam do tego, by z dumą nosić Habanitę. Habanita nie jest zapachem łatwym, grzecznym, ułożonym. Nie pasuje do grzecznych panienek w pastelowych sukienkach, które od mocnych aromatów dostają migren a na zaloty mężczyzn odpowiadają spuszczeniem wzroku, czerwonymi rumieńcami na policzkach, nieśmiałością i zakłopotaniem. To zapach dla kobiet silnych charakterem, niepokornych, niezależnych. Dla kobiet, które potrafią odpysknąć, bronić swoich poglądów i siebie samej. Idealnie do Habanity pasowałaby: Angelina Jolie, Megan Fox, Agnieszka Szulim, Agnieszka Chylińska. No w skrócie taka baba z jajami – bez obrazy. Mam tu na myśli niewiastę umiejącą zachować zimną krew w najtrudniejszej sytuacji, rządną przygód, świadomą swojego sexapilu. Habanita początkowo na mojej skórze jest gorzkawa i odrobinkę surowa za sprawą cedru oraz nieco ziemista i wilgotna dzięki paczuli. Po niedługim czasie rozwija się i nie czuć już tej gorzkości i ziemistości. Zapach powoli robi się iście orientalny, bogaty, ździebko pudrowy i podszyty tytoniem. Tak tytoniem. Czuję wyraźnie suszony tytoń, choć w opisie go nie ma. Habanita zresztą na mojej skórze jest podszyta tytoniem przez cały czas. Ale nie jest to tytoń jaki znamy z popularnych papierosów. Tytoń w Habanicie kojarzy mi się z cygarami zwijanymi na którejś z wysp na morzu karaibskim. Cygara są zwijane ręcznie, dokładnie przycinane, by miały jednakową długość i wagę. Pakowane do eleganckich pudełek, być może z drewna cedrowego właśnie i wysyłane w świat. Jednak po cedrowym rozpoczęciu pojawia się słodko – cytrusowy aromat bergamotki, który przeplata się z aksamitno – słodką wonią świeżej, soczystej brzoskwini o aksamitnej, miłej w dotyku skórce rozgrzanej promieniami południowego słońca. Po chwili perfumy zostają wzbogacone pudrowo – piżmową wonią róży, jest to aromat delikatny i zwiewny. Szybko zostaje wzbogacony irysem o pudrowej ale i momentami nieco drzewnej woni oraz egzotycznym ylang – ylang. Jego bogaty, balsamiczny upajajaco słodki aromat wspaniale komponuje się z wonią bzu, która dołącza do grona kwiatowego. Jest to niewielkie drzewko obsypane jasnofioletowymi kwiatostanami. Jest maj, więc kwiaty są w pełni rozwinięte. Jego przyozdobione listkami i kwiatkami gałązki kołyszą się delikatnie na lekkim wiaterku, który sprawia, że świeży, delikatny aromat bzu zaczyna unosić się w powietrzu niczym latawce puszczane przez dzieci. W godzinach wczesno popołudniowych wyłania się wanilia o ciepłym, słodkim, głębokim aromacie dodająca recenzowanej EDP zmysłowości i gładkości. Ku mojemu zaskoczeniu na chwilę pojawia się aromat truskawki. Ale nie takiej czystej, opłukanej pod bieżącą wodą gotowej do zjedzenia. To truskawka zerwana niedawno krzaczka. Brudnawa i dziewiczo świeża. Jej aromat kojarzy mi się z truskawkami spoczywającymi w drewnianych łubiankach, które można kupić na targu. To truskawka z zieloną szypułką, pachnąca po trochu sobą, po trochu wilgotną, brunatną ziemią, którą można wyczuć pod palcami – może to paczula. Po jakimś czasie moje nozdrza zaczynają wyłapywać benzoes i to w sporej dawce. Jego zawiesista woń jest słodko - miodowa. Miód jest ciemny: spadziowy lub gryczany o mocnym zapachu. Skondensowany i tym samym suchy. Przyjemnie drapiący w gardełko, gdy się go skosztuje. Po paru dobrych minutach benzoes staje się jakby pudrowy i suchawy. Doskonale łączy się z aromatem tytoniu. Mój nos odbiera tytoń jako korzenno - skórzasty (pewnie za sprawą nuty skórzanej obecnej w zapachu) z domieszką suchych przypraw: goździków, cynamonu i jakiegoś dobrego trunku: whisky lub koniak. Generalnie jest to głęboki, miły dla powonienia, tajemniczy akcent znacząco wzbogacający Habanitę. Pod koniec dnia robi się kadzidlano ale j nie kościelnie. Jest dymnie i zawiesiście, muszę to przyznać. Wyobrażam sobie kadzielnicę do której wsypano benzoes, mirrę, dodano ususzone płatki róży, suszony tytoń, suszony cynamon i goździki oraz węgielki i w końcu podpalono zawartość, by wydzielała piękny aromat okadzający całe pomieszczenie. Habanita edt jest zapachem ciężkim, gęstym. Orientalno – pudrowo –kadzidlanym z nutką tytoniu. Mocnym i trwałym. Na skórze wytrzymuje ponad 10 godzin, niewiele tracąc na intensywności. Na ubraniach utrzymuje się nawet tydzień. Używam tego produktu od: dostałam na studiach parę lat temu, używam od ubiegłego roku Ilość zużytych opakowań: pierwsze 50 ml zużyte może w połowie
Przejdź do recenzjiTo ja tu rządzę
Wróciłam właśnie do domu z dalekiej podróży. W tle słychać moją ulubioną orientalną muzykę. Idę do łaźni i ściągam swoje złoto-fioletowe szaty, kapryśnie proszę o więcej kadzideł i słodkiego płynu, lekko mlecznego, w którym zawsze się kąpię. Słudzy posłusznie wykonują zadania, przecież ja mogę wszystko! Ahh.. Używam tego produktu od:tydzień Ilość zużytych opakowań:jeszcze nie można mówić o zużyciu:)
Przejdź do recenzji