Paleta pełna wspomnień czasów gimnazjalnych, kiedy takie cuda nakładało się tylko na wielkie wyjścia. Dostałam ją w prezencie na urodziny i wtedy - była absolutnym spełnieniem marzeń, a ja miałam "lans za dzielni". I o ile łączy mnie z nią wiele wspomnień, tak z perspektywy czasu i po ogromie poznanych kosmetyków jestem zmuszona przyznać, że jakością to nie grzeszy.
W mojej palecie znajduje się kombinacja 58 cieni - przeważają perły i kilka z brokatem, typowego matu tu nie uświadczymy. Kolory są ładnie ułożone - od najjaśniejszego do najciemniejszego, znajdziemy tu zielenie, fiolety, róże, brązy, morele. Mimo tego, że kolorów jest tak wiele to żaden nie wyróżnia się w sposób szczególny, a po nałożeniu nawet dwóch skrajnych - zlewają się ze sobą i zamiast pięknego przejścia kolorów mamy jedną wielką plamę bliżej nieokreślonego koloru.
Pigmentacja również pozostawia wiele do życzenia - możemy dokładać je w nieskończoność, a i tak cuda na powiece nie stworzymy. Na dobrej bazie wytrzymają kilka godzin, ale nie są to cienie na imprezę do białego rana.
Sypią się i pylą niesamowicie, jeden ruch za daleko i mamy chmurkę brokatu pod oczami, którego już nie usuniemy, a przy rozcieraniu potrafią całkowicie zniknąć.
Mimo wszystko paletka wykonana jest z całkiem grubego plastiku, który przeżył ostatnie 7 lat bez uszczerbku na zdrowiu. Lusterko, które znajduje się w środku - również jest w jednym kawałku, mimo wielu podróży, jakie w jego towarzystwie odbyłam.
Osobiście nie przepadam za dyskoteką na powiekach, dlatego największym minusem jest fakt, że w palecie nie ma podstawowych matów - czerni, brązu, szarości, którymi można stworzyć załamanie powieki. Fanki perły powinny być za to zachwycone, bo paleta wręcz ocieka błyskiem, blaskiem i toną brokatu.
Nie mniej jednak, w palecie znajduje się kilka niesamowicie ciekawych cieni - kameleonów, mieniących się na różne kolory w zależności od padania światła. Moim ulubieńcem był biały, opalizujący na fiolet i czerwień, który wygrzebałam do cna. Mimo tych kilku cieni, których zużycie jest mocno widoczne, zdecydowanie większa część jest w stanie lekko naruszonym, co tylko świadczy o małej użyteczności palety.
PLUSY:
- duża ilość kolorów,
- niska cena,
- średniej wielkości lusterko przydatne podczas podróży,
- opakowanie odporne na uszkodzenia.
MINUSY:
- cienie są tak bardzo do siebie zbliżone, że ciężko zbudować jakiekolwiek przejście,
- słaba pigmentacja,
- pylą się i osypują podczas nakładania (nawet palcem!),
- przy blendowaniu zanikają,
- śmierdzą (tak, śmierdzą kosmetykami ze sklepów typu "wszystko po 4zł").
Mimo iż mam piękne wspomnienia z tą paletką to niestety jestem zmuszona jej kategorycznie nie polecać. Na tę chwilę na rynku mamy tak wiele fantastycznych cieni, że Ruby Rose może się schować. Szkoda pieniędzy (nawet tych niewielkich) na paletę, z której wykorzystamy kilka cieni, a znaczna większość będzie leżała i nigdy nie doczeka się na swoją kolej.
Używam tego produktu od: siedmiu lat
Ilość zużytych opakowań: jedno