W rezultacie szopa na głowie.
Co sądzę: jedną ampułkę należy użyć na jeden raz, jednakże jeśli ma się włosy krótkie lub ma się ich mało (jak ja), to jedna ampułka starczy spokojnie na 2 użycia. Zamknięcie ampułki jest średnio udane, ponieważ o ile po zamknięciu jej faktycznie nic nie wycieka, to jednak podczas przełamywania zamknięcia i tak zawsze mamy ubrudzone ręce. Konsystencja jest trochę problematyczna, gdyż po nałożeniu włosy i ręce stają się lekko klejące. Ampułek nie spłukuje się. Ręce wystarczy umyć, ale włosy muszą wyschnąć i trzeba je przeczesać palcami lub szczotką, by to uczucie minęło. Za to duży minus. -.-
Jest to kuracja nawilżająca, więc z założenia już dla włosów suchych i szorstkich. Dodatkowo producent mówi, że warto ją użyć na włosy które są sztywne na końcach lub na całej długości, są matowe i utraciły naturalny blask. Założenie niezłe, ale jak to wygląda w praktyce? Od 2 lat staram się regularnie olejować włosy, ale przy tej kuracji postanowiłam odstawić olej na miesiąc. Nie używałam też oleju arganowego Marion na końcówki, by w pełni sprawdzić działanie tej kuracji. I jak efekty? Od razu zaznaczę, że przed kuracją moje włosy były w dość dobrym stanie (jak na włosy kręcone). Na początku miałam problemy z aplikacją, ponieważ choć mam włosy półdługie, to cała ampułka na jeden raz to było dla mnie zdecydowanie za dużo. Włosy były przeciążone, szybko się przetłuszczały, dodatkowo były oklapłe i bez życia. Koszmar. Pół ampułki działało już dobrze. Nadal irytowała mnie ta kleistość, ale czego się nie robi w wyższej sprawie. Jako posiadaczka kręconych włosów czeszę je tylko na mokro. Dopiero parę dni temu miałam okazję przeczesać je na sucho. I to co zobaczyłam mnie przeraziło. Dawno już nie miałam takiej szopy na głowie. Stóg siana, totalny. Włosy były sztywne (a nigdy takie nie są), suche i sterczały jak u stracha na wróble. Póki ich nie ruszałam, wszystko było ok. Ale wystarczyło je rozczesać, by zobaczyć siano. Pierwszy raz mnie coś takiego spotyka... Owszem, kiedyś często się puszyły podczas czesania na sucho, ale nigdy nie miałam czegoś takiego. Poza tym przed stosowaniem kuracji dzięki odpowiedniej pielęgnacji włosów ten problem mi minął, włosy nawet po rozczesaniu były miękkie, lekko się kręciły i ładnie układały. A tu co? Czuję się jakbym wróciła do punktu wyjścia sprzed 2 lat...
Co do błyszczenia się włosów- fakt, błyszczą się. Chociaż to.
Plusem jest to, że nie zanotowałam obciążenia włosów, gdy użyłam maskę na włosy, a potem dopiero ampułkę.
Kolejną sprawą jest częstotliwość stosowania. Ampułki należy nakładać na wilgotne i umyte włosy w pierwszym tygodniu co 2 dni, a w drugim co 3. Kurację najlepiej stosować przez miesiąc. Dla osób, które myją włosy codziennie pewnie nie będzie to problemem. Jednak ja włosy myję co 3-4 dni, więc niestety, ale uważam to za dość uciążliwe.
Co do wydajności- 5 ampułek starczy spokojnie na 14- dniową kurację. A nawet i na dłużej.
Jeszcze słowo o składzie: te nazwy mówią mi bardzo niewiele, ale widzę pantenol dość wysoko w składzie. Oraz różne ekstrakty, które niestety są dopiero po zapachu, czyli wszyscy wiemy jak ich tam wiele w produkcie mamy...
Podsumowując: nie jest to produkt, który podbił moje serce. Bardzo dziwna rzecz, którą nie wiem jak ocenić. Na pewno jej nie kupię, to akurat pewniak. Czy sprawdzi się u osób, które nie mają dużych problemów z włosami? Kto wie... Na pewno nie polecam tym, którzy mają bardzo suche włosy (a- o ironio- przecież takim osobom produkt jest dedykowany). Choć pozornie był niezły, to ostatecznie ląduje w szafeczce zwanej potocznie BUBEL. Odradzam zakupu, gdyż będzie to tylko niepotrzebny wydatek. Za te 10-12 zł można sobie kupić o wiele lepsze produkty do pielęgnacji włosów, albo nawet zrobić je własnoręcznie. ;)
Używam tego produktu od: miesiąca
Ilość zużytych opakowań: 1 całe (drugie w połowie)