Jestem bibułkoholiczką z wieloletnim doświadczeniem. Moim faworytem są bibułki Shiseido Pureness, mocno pudrowe (choć dla mnie akurat nie mocno, tylko w sam raz). Kosztują wprawdzie niemało, bo 89 zł w Sephorze (92 w Douglasie) ale wbrew pozorom jest to najbardziej ekonomiczny wybór w dziedzinie bibułek (zwłaszcza w dniach -20%). Przerobiłam już różne tańsze opcje i po prostu nie opłacało się, bo co z tego, że coś jest tańsze, skoro nie działa. Kanebo - owszem, JEST tańsze ;)
Bibułki Kanebo oceniam w oparciu zarówno o sam produkt, jak i o długie lata eksperymentów, podczas których przetestowałam m.in. bibułki Bielenda, Dermika, Inglot, Artdeco, Beauty Formulas, Pupa, Sephora, Wibo, Bobbie Brown. Spośród wymienionych, ponowiłabym zakup jedynie Pupy, ale bez szalonego entuzjazmu. Recenzując bibułki Kanebo, dodatkowo porównam je z Pureness Shiseido.
Bibułki Kanebo NIE są pudrowe i to jest ich najbardziej charakterystyczna cecha, w porównaniu z proszkowo-pudrowymi Shiseido. Drugą cechą zwracającą uwagę, jest rozmiar - tak, ma on znaczenie ;) Bibułka Kanebo ma wymiary 10/7.5 cm i jest chyba największą znaną mi bibułką (Pureness Shiseido 9/7 cm).
Kanebo matuje gorzej niż Shiseido. Nie tworzy na skórze idealnie matowej proszkowej warstwy, ale zbiera sebum z twarzy dość skutecznie. Brak pudru będzie wielką zaletą dla wszystkich osób malujących się, bo gładka powierzchnia bibułki gwarantuje nienaruszalność faktury i kolorystyki makijażu. Nie używam podkładu, korektora ani różu, ograniczam się do meteorytów aplikowanych bezpośrednio na krem, więc pudrowość Shiseido pasuje mi.
Kanebo, jak na gładką bezpudrową bibułkę, działa naprawdę nieźle. Brak pudru jest rekompensowany większą powierzchnią bibułki - efekt jest taki, że gdy na jedną akcję bibułkową wystarcza mi przykładowo jedna bibułka Shiseido, to również w przypadku Kanebo RACZEJ wystarczy jedna (ALE: z wykorzystaniem obu jej stron). Jest to wyliczenie mocno "z grubsza". W przypadku cięższego kremu, upałów czy stresu, jedna bibułka Kanebo na pewno nie wystarczy.
Biorąc pod uwagę cenę i podobną (powiedzmy) siłę rażenia w matowaniu, można pokusić się o stwierdzenie, że w takim razie Kanebo są tańsze - ale tu nie byłabym taka pewna. Przy bardzo tłustej cerze potencjał proszkowego Shiseido wydaje mi się jednak większy - i za to obniżam ocenę - bo gdy na szybko potrzebuję absolutnego matu - to jednak sięgam po pewniaka, czyli po Shiseido... Bezpudrowość Kanebo będzie z kolei wielką zaletą przy niestabilnych filtrach chemicznych, ALE: nie wiem, czy bibułki nie zawierają talku, bo na opakowaniu nie ma podanego INCI - a np. pozornie gładkie i śliskie Beauty Formulas zawierają ten składnik.
Czarne kartonowe opakowanie Kanebo jest po stokroć ładniejsze niż paskudne seledynowe ceratkowe etui Shiseido. Cieszę się, że mam obecnie dwa rodzaje dobrych, ulubionych bibułek. Nie muszę już kurczowo trzymać się Shiseido i wpadać w stany lękowe, gdy zapasy w mojej przepastnej szufladzie są na wykończeniu. O bibułkach mogłabym chyba już napisać grubą książkę. To "kosmetyk" który jest dla mnie tym, czym dla innych kobiet podkład lub puder - rzecz, bez której mój wygląd i samopoczucie nie są kompletne, a ja sama targana jestem wewnętrznym niepokojem :D
tego produktu od: niecałe dwa tygodnie
Ilość zużytych opakowań: w trakcie pierwszego