Malin + Goetz Detox Face Mask Oczyszczająca maska do twarzy

Oczyszczanie skóry to absolutna podstawa. Racja bytu dla wszystkich innych tubek i słoiczków. Oczyszczające maski, które miałam bazowały na glinkach. Najbardziej odpowiadała mi stara wersja maski oczyszczającej Clinique. Była najmniej agresywna czytaj wysuszająca. Detox Face Mask kupiłam przy okazji perfumowych odwiedzin w Galilu. Wcześniej trochę o nie czytałam, ale byłam pewna, że maseczka oczyszczająca to maseczka oczyszczająca. Tylko. I zaczęło się uzależnienie. Zwyczajne białe opakowanie z pompką kryje w sobie....jeden z najpiękniejszych zapachów jakie znam. Przeważnie produkty pielęgnacyjne pachną ładnie/znośnie/brzydko. Ten zapach mógłby być samodzielnymi perfumami. Jest słodki, jadalny, bez odrobiny prześledzenia czy sztuczności. Maskę wydobywa się łatwo. Do etapu kiedy zostaje jej jakieś 10%. Wtedy pompka odmawia współpracy. Trzeba wydobywać produkt czymś długim i wąskim. U mnie padło na nóż, o którym zawsze myśleliśmy, że niewiadomo do czego go użyć. Już wiadomo. Te trudności w dotarciu do resztek maski to jej jedyny minus. Konsystencja w fazie pierwszej to białawy mus. Po nałożeniu...najpierw ją słyszymy. Tysiące pękajacych pęcherzyków. Uzależniający zapach. Mus zmienia się w coś w rodzaju puchu jak drobinki śniegu. Po pięciu minutach maskę trzeba zmyć. Na skórze zostaje taki film. Jest wyczuwalny, kiedy już umyjemy twarz. Twarz, szyję...grzbiety dłoni...tak uzależnione osoby tam tez ją nakładają... Skóra jest nawilżona a jednocześnie oczyszczona. Rozświetlona i uspokojona. Jest to najlepsza wersja mojej skóry. Nigdy i po żadnej maseczce tak nie wyglądała. Maskę nakładam raz w tygodniu. Nie chcę robić tego częściej, bo moja skóra na zbyt częste nakładanie masek reaguje niespodziankami. Kosmetyk MALIN & GOETZ jest drogi. Ale: -jest go relatywnie dużo -jest bardzo wydajny -potrafi coś, czego żadna z moich maseczek nie umie Dla mnie kosmetyk z kategorii przełomowych.