Szczoteczkę w swoje niezmiernej łaskawości zakupiła mi Koleżanka. U Niemców, w drogerii DM.
Zastanawiałam sie czy to jest mi w ogole potrzebne, czy to tylko zbędny gadżet itp. Miałam chrapkę na Clarisonica, ale powstrzymałam się po zapoznaniu się z ceną nie tylko na Allegro - drastyczna, ale też na Amazonie czy Ebay\'u. Wciąż jest to tylko szczoteczka do twarzy a nie jakieś super -hiper - magiczne coś, co odmłodzi o 20 lat. Gdyby tak było to te 120 dolarów pewnie bym odżałowała. Ale oczywiście tak to się może dzieje w świecie kucyków Pony.
Postanowiłam prztestować tańszą wersję szczoteczki.
Obczytałam się na internecie, blogach wszelakich, jakie to drastyczne różnice pojawiają się w obu szczoteczkach: ta ma 12cm długości, a ta 13,5cm....ta ma ruch pulsacyjny, a ta wibracyjny..., ta jest biała, a te można w pastelowej moreli nabyć...
O rany...
Ja jestem zdania, że kosmetyki to nie statki kosmiczne, nikogo na Marsa nie wyprawiają. Oczywiśćie, trzeba czytać etykietki itp., ale nie popadajmy w obłęd. Do tych szczoteczek nie były jeszcze jedynie dołączone certyfikaty NASA i badania NAUKOWCÓW jak to i w jakim procencie chowaja się po nich pryszcze.
Czemu o tym piszę? Bo nie zamierzam analizować każdego włoska w szcoteczce, a li-tylko napisać, czy warto było i w ogóle po co mi ona:)
Kwasuję się namiętnie tonikami wagi lekkiej i używam OCMu roboty własnej zmodyfikowanej wespół w zespół ze ściereczką i rękawiczką. Przeto piligi poszły u mnie w zapomnienie, albo oddaliły się bardzo daleko i tylko czasem wracają.
Szczoteczke kupiłam z myślą o wymasowaniu twarzy i ew. usunięciu suchych skórek. Mój makijaż schodzi łatwo - używam tylko minerałów, więc nie napiszę jak to okazało się, że mam jeszcze tony makijażu na pyszczku. Nie mam, bo minerały schodzą nawet po zwykłym mydle, a niczego z silikonami nie używam.
Szczoteczka bardzo przyjemnie masuje. Są dwie prędkości, ja używam większej, ale choć nie mam skłoności do podrażnień, to się trochę zagalopowałam i skóa zrobiła mi się czerwona i napieta. Za mocno cisnęłam, choć wydawało mi się, że wcale:|
Żel dołączony do opakowania jest słaby, używam swojego, samorobionego, a nawet mogę tej szczoteczki użyć z pastą OCM, któą sama popełniłam. Pasta jest tłuszczem w 100%, ale dobrze ze szczoteczką współgra i poleruje suche skórki.
Szczoteczkę trzeba dobrze umyć po czymś takim, po żelu wystarczy ją opłukać wodą.
Jaka jest skóra?
Przede wszystkim bardzo gładka i napięta. Jest lekko czerwona i jakby...podrażniona? Ale ja szoruję, ale nie masuję:D
Zmywa makijaż i to już za pierwszym podejściem, dobrze dotlenia i poprawia krążenie. Moje worki pod oczami zostały rozmasowane. Szybciej goją się małe ranki, bo masaż pobudza do wytwarzania kolagenu i szybszych procesów naprawczych.
Skóra jakby się lekko pogrubia - sądzę, że to zasługa samego masażu. Twarz jes t w dotyku miła, odświeżona, wygładzona i o jednakowym kolorycie.
Ta szczoteczka to dobry pomysł rano, by pobudzić skórę a wieczorem, żeby nie tylko usunąć makijaż, ale przygotować skórę do lepszego wchłonięcia wszelakich dobroci. Ja wychodzę z założenia, że dobrze oczyszczona skóra niewiele więcej potrzebuje. Dodaję tylko żel Hada Labo i już:)
Czy ta szczoteczka jest niezbędna? No pewnie nie, bo żyłam wcześniej bez niej i jakoś mogłabym żyć nadal. Niemniej bardzo dobrze mi się z nią współpracuje, skóra moja czuje się lepiej i dobrze wygląda, więc nie moge powiedzieć, że to był chybiony zakup.
Niemniej 30 euro to pieniądze jakie mogę przeznaczyć na taką zabawkę. 120 dolarów stanowczo nie:)
Używam tego produktu od: kilka tygodni
Ilość zużytych opakowań: pierwsza sztuka