Nie wiem, co bym zrobiła gdyby przestali go produkować. Znalazłabym inny ałun, bo nie widzę już innej opcji ;-)
Zawsze uważałam, że tradycyjne antyperspiranty są nieskuteczne. Używałam kulek i sprayów najpopularniejszych firm – Nivea, Fa i Rexona. Mam dostęp do produktów niemieckich i przez jakiś czas używałam niemieckiej wersji tych kosmetyków (oczywiście działały lepiej, ale to ciągle nie było to).
W klasycznych antyperspirantach nienawidzę dwóch rzeczy – tego, że są mało skuteczne i tego, że niszczyły ubrania, a ja uwielbiam biel i czerń i noszę je przez 70% czasu. Większość antyperspirantów wchodzi w jakąś dziwną reakcję z potem i zostawia na białych ubraniach żółte ślady, a na czarnych białe, nawet jeśli się odczeka do wyschnięcia produktu. Ubrania nadają się potem tylko do wyrzucenia.
Druga sprawa, ja nie mam problemów z potliwością, ale ponieważ prowadzę bardzo intensywny styl życia (praca, studia, prowadzenie domu, regularne ćwiczenia fizyczne), to siłą rzeczy oczekuję bardzo dobrej ochrony. Nie chcę wieczorem na zajęciach jogi zastanawiać się, czy czuć ode mnie nieświeży zapach, bo miałam zabiegany dzień i nie miałam czasu wziąć prysznica w międzyczasie. Wszystkie antysperpiranty mają kwiatowy zapach, a ja osobiście nie toleruję zapachu potu połączonego z tymi kwiatowymi zapaszkami. To jest taki zapach „przemęczenia” i ja mam wrażenie, że skoro ja to czuję, to wszyscy wokół też.
Na szczęście jest ałun. Napisane o nim zostało już chyba wszystko, teorię łatwo znaleźć, więc powiem jak to wygląda w praktyce. Pierwsze zastosowanie (albo zastosowania) to jest szok.
Sposób aplikacji jest specyficzny – trzeba zwilżyć skórę pach, do czego na początku trudno jest się przyzwyczaić. Sztyftem smarujemy mokrą skórę (inaczej nie będzie poślizgu) i czekamy, aż się wchłonie.
Prawda jest taka, że ałun w ogóle nie blokuje wydzielania potu, co praw podobnie dla 90% ludzi będzie stanowiło problem. Przyznam szczerze, na początku było mi trudno się przyzwyczaić, ale teraz nie zwracam na to uwagi. Od jakiegoś czasu nie noszę bardzo obcisłych ubrań na górze, a jeśli mi się to zdarza to nie czuję, że mam wilgotne pachy – w sumie nie zwracam już na to uwagi. Ałunu używam nieprzerwanie od ponad 2 lat i nie wyobrażam sobie, że miałabym przestać to robić. Nie wiem, czy coś się stało z moimi gruczołami łojowymi, ale mam wrażenie, że wydzielają mniej potu niż kiedyś – być może wyregulowały się dzięki ałunowi, który nie zatyka ich chemią złożoną z połowy tablicy Mendelejewa. Ta zasada sprawdza się przy przetłuszczającej się skórze i włosach, więc czemu nie tutaj? Poza tym od jakiegoś czasu intensywnie praktykuję minimalizm i staram się nakładać na ciało tak mało chemii, jak tylko możliwe (ilościowo i jakościowo), więc oczywiście jest to dla mnie strzał w 10tkę.
Największy plus ałunu – wydzielany pot w ogóle nie ma zapachu. Zdaję sobie sprawę z tego, że niektórzy nie chcą wydzielania potu, ale ja przede wszystkim nie chcę czuć zapachu i tutaj moje potrzeby są w 100% spełnione. Nie czuję zapachu potu nawet po intensywnym treningu, czyli ałun działa.
Kolejna sprawa, odkąd używam ałunu moje ubrania nie są zniszczone pod pachami. Żadnych żółtych ani białych śladów na moich ukochanych białych i czarnych bluzkach i sukienkach. To jest po prostu rewelacja, już nigdy nie wrócę do normalnych antyperspirantów.
Przy takich plusach można przymknąć oko na to, że czasami pot nie jest blokowany. Prawdę mówiąc, ja nawet nie zwracam na to uwagi. Poza tym ałun to ogromna oszczędność – rzeczywiście spokojnie wystarcza na rok, co jest wynikiem niemożliwym dla zwykłych antyperspirantów.
Używam tego produktu od: około dwóch lat
Ilość zużytych opakowań: w trakcie drugiego