Born to Bio Deodorant Gingembre Givré Dezodorant 'Zmrożony imbir' (nowa wersja)

Po wcale nie tak znowu złych doświadczeniach z antyperspirantem CD zdecydowałam się kontynuować moją "przygodę" z kulkami do pach nie zawierającymi aluminium. Tym razem postawiłam jednak na produkt dodatkowo bez alkoholu, czyli taki, który dla mojej skóry powinien być już wybitnie przyjazny. Nie wiem jak Wy, ale mnie szalenie podobają się szaty graficzne wszystkich kosmetyków Born To Bio. Tutaj również naklejka jest całkowicie urocza, przywołuje na myśl mroźną zimę. Zapach nie każdemu przypadnie do gustu. Jest imbirowo-mentolowy i zwłaszcza na samym początku używania może męczyć nos. Plusem tego antyperspirantu jest to, że bardzo szybko wysycha na skórze i faktycznie nie plami ubrań. Nie podrażnia, można używać go na świeżo ogoloną skórę. A teraz przejdźmy już do minusów, bo nie ma co przedłużać. Minus jest w zasadzie jeden, ale szalenie istotny w przypadku kosmetyku, który ma niwelować nieładny zapach pod pachami (nie jest antyperspirantem ani blokerem, zatem potliwości nie wstrzyma na pewno). W momencie choć minimalnego spocenia się, konkretnie czuć zapach potu. Dodatkowo, używany "solo" (czyli bez choć raz na kilka dni użycia właściwego antyperspirantu) niemiłosiernie wzmaga potliwość. Używałam go końcówką jesieni, wolę nie wiedzieć co by było, gdybym skusiła się na niego w wakacje, gdy temperatury nawet nocą osiągały skalę powyżej dwudziestu stopni. Do tego, kulka koszmarnie się brudzi. Jakby ściągała z powietrza wszystkie małe nitki, kurz i nie wiem co jeszcze. Nie zużyłam jej do końca (planowałam używać jej na noc), bo zaczęło mi to wydawać się już totalnie obrzydliwe. Szkoda. Miałam nadzieję na znacznie więcej. I jeszcze na koniec - ten dezodorant kosztuje w okolicach 20-30PLN. Absolutnie nie warto.