Ten kto mnie zna wie, że przeszłam w życiu taki okres kiedy włosy wyłaziły mi garściami. Straciłam znaczną część moich niegdyś gęstych włosów, pojawiły się przerzedzone placki... Kiedy już udało mi się uspokoić wypadanie i zminimalizować je do poziomu normalnego, zaczęłam walkę o odzyskiwanie dawnej gęstości. Tak więc-przywołujemy bejbiki.:D Używałam już wielu różnych produktów, które coś tam zdziałały, włosków było ciut więcej, ale wciąż mi było mało.
O wodzie brzozowej czytałam bardzo dużo. Chcąc ją wypróbować nalatałam się za nią, nigdzie jej nie było(Rossmanna wtedy nie miałam jeszcze), aż w końcu znalazłam wodę Barwy w jakimś supermarkecie.
Dostępność jest dosyć trudna-jak już mówiłam, nalatałam się za nią po kioskach i supermarketach, aż w końcu znalazłam ją w jakimś małym markecie. W cenie 5 zł.:)
Butelka szklana(weź ty to spróbuj wywalić na płytki. Miałam farta, że zdążyłam już przelać zawartość.:cojest: ), w PRL-owskim stylu, zakręcana, otworek niemały i do tego bez żadnej zaślepki z dziurką. Aplikowanie wody z takiego opakowania dla mnie jest ciężkie do wyobrażenia, więc przelałam ją do flaszki z atomizerem.
Wcierka daje po nosie alkoholem, na szczęście nie utrzymuje się w ogóle na włosach.
Świetny skład-prosty, konkretny i nieprzekombinowany. Rządzi alkohol, który jest tu promotorem wchłaniania, później woda-rozpuszczalnik, za nią ekstrakt z liści brzozy-wzmacnia, ma działanie przeciwłupieżowe. Na koniec kwas solny-stabilizator pH.
Brzozówki używałam w dwóch seriach-pierwsza flaszka, po jej zużyciu 1,5 tygodnia przerwy i następne opakowanie.
Przelałam do butelki z psikaczem i spryskiwałam dosyć obficie skalp(szczególnie nad czołem) po czym robiłam delikatny, kilkuminutowy masaż skóry głowy-według mnie taki masaż jest ważnym elementem stosowania wcierek-pobudza krążenie, a co za tym idzie-dokarmia i dotlenia cebulki.;) Dodam, że stosowałam wcierkę na wilgotne włosy.
Pierwsze wrażenie po użyciu wody-przyjemne odświeżenie skalpu. Takie miłe uczucie ,,lżejszej" skóry. Zauważyłam też, ze lekko odbija włosy od nasady, jednak efekt nie utrzymuje się u mnie cały dzień. Zmniejszenia przetłuszczania też nie odnotowałam-jednak szczerze mówiąc, na to nie liczyłam, przywykłam do codziennego mycia.:brzydal: Zmniejszył łupież(u mnie niewielki, ale jednak obecny) do minimum oraz złagodził wszelkie podrażnienia skóry głowy-często mnie swędzi, zaś dzięki tej wcierce jest ukojona.:) Lekko wzmocniła moje włosy. Wprawdzie nadal trochę ich wypada, jednak nie jest to wiele. Dzięki brzozówce ominęło mnie jesienne wypadanie. Przynajmniej na razie.:D
Ale przede wszystkim-są baby hair! Prawdziwy wysyp bejbików.:jupi: Włosków jest mnóstwo, mam głowę całą w antenkach, jadąc palcem po skórze głowy czuję kłujące zalążki moich przyszłych włosów. No i w końcu zakola nad czołem są zapełnione. Ten kto stracił w krótkim czasie znaczną część włosów i chce to wszystko odzyskać, wie jakie to cudowne uczucie.;) Ja jestem bejbikami absolutnie zachwycona, co chwilkę macam paluchami po skórze, aby je poczuć, bo wciąż w nie nie wierzę.:cojest:
Wydajność w normie-jedna butelka wystarcza mi na 3-4 tygodnie codziennego stosowania.
Naprawdę warto ją wypróbować. Dzięki niej mam masę bejbików, a do tego ukojoną skórę głowy i nieco wzmocnione włosy.
Polecam.:)
Używam tego produktu od: ponad dwóch miesięcy
Ilość zużytych opakowań: dwa opakowania