Walka o zdrowe, mocne i lśniące \'hollywoodzkie\' włosy to nie lada wyzwanie - zwłaszcza dla tych z nas, które zaczynają ją od stanu wołającego o pomstę do nieba. Bywają wzloty i upadki - rzecz normalna, ale najważniejszymi i bardzo pomocnymi kwestiami są w tym przypadku pokłady naszej wytrwałości i cierpliwości - wszak to od nich, w pierwszej linii, uzależnione jest powodzenie naszej misji.
A ta jest prosta - pomóc.
Wracając jednak do sedna.
Odżywka zamknięta jest w 200 ml tubie z dość miękkiego plastiku, zamykanej na zatrzask, która oferuje świetne dozowanie wydobywanej ilości, możliwość czuwania nad jej zawartością, a przy zbliżającym się denku - rozcięcie i wykorzystanie kosmetyku do ostatniego mililitra. Ponadto na zadrukowanym obszarze znajdziemy wszystko to, co znaleźć się tam powinno - krótka charakterystyka działania, sprecyzowane zalecenia i sposób użytku, informacje o przydatności kosmetyku oraz skład. Warto dodać, że nawet sam nadruk jest dobrej jakości, gdyż mimo częstego przetrzymywania tubki w podróżnej kosmetyczce, zachował swą czytelność.
Kryterium związane z użytkowaniem kosmetyku również mnie ukontentowało - konsystencja jest gęsta, dość "zbita", ale cały czas lekka i kremowa, a co ważniejsze - zgodnie z obietnicą wystawioną na opakowaniu, nie obciąża włosów (aczkolwiek polecam zwrócić uwagę na czas jej działania - w moim przypadku czas maksymalny to 15-20 minut, później odżywka zasycha na włosach i nie wyzwala z siebie całości swoich możliwości). Wydajność produktu również oceniam pozytywnie, gdyż pomimo mojej hojnej ręki wynikającej ze sporych odżywczo-nawilżających potrzeb, ta odznaczyła się zadowalającym okresem użyteczności (ze względu na moje preferencje nie używałam jej codziennie - choć i tak okresowo bywało - zakładam jednak, że przy takiej częstotliwości, posłuży nam 2-3 miesiące - w zależności od indywidualnych czynników takich, jak długość i gęstość włosów, czy ilościowe upodobania).
Kolejną kwestią, w tym przypadku podlegającą ocenie w pierwszej kolejności, jest skład, który wraz z producenckim opisem (a ten drugi coraz rzadziej na mnie działa) bardzo zachęcił mnie do jego skosztowania.
Skład brzmi bardzo wabiąco i obiecująco. Na tym etapie pojawia się jednak pewien szkopuł, bowiem na stronie producenta widnieje skład odmienny, aniżeli ten nadrukowany na moim opakowaniu. Wprawdzie swoją sztukę nabyłam już jakiś czas temu i chwilę na swój debiut poczekała, jednakże w międzyczasie nie słyszałam o żadnym przetasowaniu składowym. Być może taka informacja została gdzieś podana, a mnie zwyczajnie ominęła. Niemniej skład się zmienił i weźcie na to poprawkę - odjęto kilka składników (np. wodę z zielonej herbaty [zamieniono ją na ekstrakt z tejże], czy olej jojoba), poza tym nie wiem, w którym ze składników powyżej winniśmy doszukiwać się właściwości przypisywanych jogurtowi, gdyż w składzie mojej wersji go nie widzę (w wydaniu online natomiast, owszem, jest). Temat jest zatem dyskusyjny.
A co z działaniem?
Dotychczas przeszłam przez szereg lepszych i gorszych, tańszych i droższych kosmetyków dedykowanych włosom. Potrafię docenić prawdziwy potencjał produktu, nawet, jeśli początkowo ujawnia go nieśmiało.
Muszę zaznaczyć, że moje relacje z tą odżywką były różnorodne. Nie jest to jedna z tych pozycji, która już po pierwszym użyciu jest w stanie nas w sobie rozkochać. Nie wiem, czy w ogóle może to zrobić. Wprawdzie wraz z każdym jej użyciem włosy zdawały się odżywać - z całą pewnością były jej wdzięczne za dobro, które im dostarcza, ale bywały też takie momenty, w których nie dawała sobie rady z dostatecznie dobrym nawilżeniem moich zniszczonych kosmyków. Oczywiście, zdaję sobie sprawę z tego, że to nie maska, że każdy kosmetyk ma swoje pole rażenia - ale wiem też, iż są takie produkty, które z powierzonego im zadania wywiązują się wyśmienicie, a nawet lepiej (JMO).
W przypadku P&R wiele zależy od rodzaju szamponu, który przed nią zastosujemy (a to wcale nie jest takie oczywiste!), bowiem im lepsze i łatwiejsze w dalszej współpracy zostawi on włosy, tym lepiej P&R spisze się w swojej roli.
Dla przykładu - szampon Babydream (powszechnie już chyba rozpoznawalny) w połączeniu z moimi włosami przyprawiał mnie o dziką złość i absolutną bezradność w momencie ich rozczesywania. Autentyczne kołtuny, z którymi za każdym razem przychodziło mi się zmagać, okazywały się zbyt trudnym przeciwnikiem dla odżywki z P&R, która, owszem, wygładzała i nawilżała nieco włosy, ale w tej konfiguracji nie była w stanie w pełni mnie zadowolić. Natomiast wraz z szamponami, które podobnie zatrważających historii z moją czupryną nie tworzyły, wychodziła obronną ręką, pozwalając mi na poczucie uciechy z miękkich, nawilżonych i wygładzonych włosów.
Co natomiast z jej atutowymi zadaniami - objętością i wzmocnieniem? Objętość - jest. Wprawdzie na efekt spektakularnie pogrubionych kosmyków nie winniśmy się nastawiać, ale na przyjemną i jednak wyczuwalną odmianę owszem Nie twierdzę, że inne odżywki (czy nawet odpowiednie szampony) nie są w stanie jej dorównać, ale nie mogę jej przez to odmówić tego działania. Osoby o cienkich włosach, którym ta jest dedykowana, na pewno ucieszy ów rezultat. Wzmocnienie natomiast to zagadnienie wymagające długofalowego działania. Nie zauważyłam, by włosy szybciej mi dzięki tej odżywce rosły. Nie zauważyłam też, by nagle przestały wypadać. Z pewnością nie jest to więc remedium na tego rodzaju bolączki. Jako pomocnik w konkretnym planie działania, owszem, jest mile widziana. Solo, przy włosach bardzo zniszczonych, nie zdziała cudów.
Konkludując - mimo iż do wyznaczonego ideału jej daleko, nie mówię jej nie. Uważam ją za dobry do wspomożenia intensywnej pielęgnacji produkt, ale jako fundament w ratowaniu włosów bardzo zniszczonych, moim zdaniem, nie sprawdzi się. Lubię ją za efekt pogrubienia kosmyków, miękkość, lekkość i naturalny połysk, które osiągam łącząc ją z odpowiednim szamponem.
Wiem, że jeszcze do niej wrócę - choćby i po to, by zweryfikować odmienny, zmodyfikowany skład.
Używam tego produktu od: 4 mcy
Ilość zużytych opakowań: 1 całe