Żaden krem, no ŻADEN nie dał u mnie tak długotrwałego uczucia nawilżenia jak to oto śliwkowo-różane cudo od La-Le. Ale do rzeczy.
Skład mamy, jak to na La-Le przystało, w pełni naturalny, bez silikonów, parafiny i tym podobnych zapychających śmieci. Znajdziemy tu olej śliwkowy i olej z róży rdzawej (kto wymyślił tak paskudną nazwę dla róży?) - fantastycznie regenerują cerę, olej lniany przywracający równowagę wodno-tłuszczową i koenzym Q10 o działaniu anti-aging, a także starą, dobrą glicerynę o właściwościach nawilżających i utrzymujących wodę w naskórku. Nooo... i z najważniejszych składników to by było na tyle. Trochę ubogo jak na krem premium za 6 dyszek.
Ale! Działanie nieco to wynagradza. Na mojej skórze mieszanej w kierunku tłustej, w chwilach gdy była ekstremalnie wysuszona (efekt uboczny retinoidów) zdziałał cuda. Koił i długotrwałe nawilżał. No właśnie nawilżał, ale jak! Po nocy jeszcze go czułam na twarzy. Wyobrażacie sobie? Nie parafinowo-silikonowe oblepienie skóry jak w L'orealach i innych podobnych mazidłach, tylko zadziałała sama natura, bogactwo olejków i innych dobroci.
Fakt, strefa T przetłuszczała mi się bardziej niż zwykle w ciągu dnia, ale nawilżenie było naprawdę długotrwałe - tego mu odmówić nie można. Do tego, dzięki zawartości olejów lnianego i śliwkowego które są niekomedogenne oraz odpowiednie do każdego rodzaju skóry, NIE ZAPYCHA. A nie zliczę ile kremów w przypadku mojej buzi już to uczyniło.
Jak skóra dobrze nawilżona to wiadomo - mamy w pakiecie też działanie anti-age i wizualnie zmarszczki wydają się mniej widoczne. I uwierzcie, naprawdę tak jest - bruzdy nosowo-wargowe nie rzucały się już tak w oczy, były... płytsze, łagodniej zarysowane? Ciężko mi to opisać. Przy czym nie mam bruzd w formie linii na skórze, bardziej jest to fałd skórny widoczny nawet przy normalnej mimice w miejscu gdzie marszczy się skóra przy uśmiechaniu. Poziomej zmarszczki na czole (w formie wcześniej wspomnianej linii) niestety nie ruszył. Gwoli ścisłości - mam 32 lata.
Pojemność ciut większa od standardowej (60ml), słoiczek szklany, minimalistyczny - no i jak to słoiczek, grzebiemy paluchem więc higienicznie nie jest (tak, wiem że są osoby używające szpatułki, niestety zapewne większość nie ma na to czasu, w tym ja).
Termin przydatności od otwarcia to jedynie 4 miesiące. Warto o tym pamiętać bo po tym czasie piękny, różany aromat kremu zmienia się w smrodek zjełczałego oleju z nutą róży. Mi zdenkowanie zajęło ok. 4,5 msc przy używaniu raz dziennie na noc na twarz, szyję i dekolt.
O dostępności nie będę się rozwodzić, w dobie internetu nie ma z tym większych problemów. Stacjonarnie może być gorzej.
Cena - biorąc pod uwagę nieco ubogi skład, uważam za wygórowaną. Niemniej cenię samą markę za bycie wiernym swoim wartościom i konsekwentne nie pchanie syfu do kosmetyków.
Podsumowując - mistrz skutecznego nawilżania, co przedkłada się na właściwości przeciwzmarszczkowe. Idealny do domykania serum. Nieco natłuszcza, wielu osobom może to przeszkadzać, natomiast ja stosuję tylko na noc stąd nie mam z tym problemu. Co istotne (!) nie powoduje zapychania porów a w konsekwencji wysypu zaskórników.
Szczególnie rekomenduję dla skór suchych, normalnych i dojrzałych. Dla Pań dojrzałych koniecznie na dobre serum przeciwzmarszczkowe.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie