To moje trzecie pudełeczko z perfumami w wosku od Bydgoskiej Wytwórni Mydła. Bardzo polubiłam tę formę kosmetyku-zapachu w jednym i z chęcią po niego sięgam. Nie zastępują mi one prawdziwych perfum, są raczej alternatywą, gdy nie mam ochoty na intensywny zapach dookoła, ale chcę poczuć świeżość i ładny zapach o mniejszej trwałości, towarzyszący delikatnie w tle. Spośród trzech wariantów, jakie do tej pory przetestowałam od producenta, Ukko najmniej mnie zachwyciły. Lubiłam ich używać, to nie tak, że uważałam za kompletnie dla mnie nieudane, ale po prostu jakoś całościowo mnie nie urzekły.
Produkt mieści się w malutkim aluminiowym pudełeczku z nakrętką. Łatwo go ze sobą wszędzie wziąć, a aplikacja jest także bardzo wygodna, jak balsam do ust nakładany opuszkami palców. Perfumy są bardzo wydajne, tych używałam pewnie z 5 miesięcy, nie co dzień, ale bardzo często, bo w sumie bardziej mi pasowały na okres jesienno-zimowy i jakoś samoistnie częściej po nie sięgałam w ostatnich tygodniach.
Wosk jest solidny, ale nie twardy, a w temperaturze pokojowej staje się miękki i kremowy. Idealnie się stapia ze skórą, zostawia na niej delikatnie wyczuwalny film, dlatego wystarczy cieniutka warstwa, żeby nic się do skóry nie kleiło. Perfumy zawierają olej kokosowy, więc mają również właściwości pielęgnujące - nawilżają, lekko natłuszczają i zmiękczają skórę.
Zapach jest bardzo świeży, to trzeba przyznać. Bergamotka i nieco orientalne klimaty jak to jest wspomniane na pudełeczku. Dla mnie to taki zapach “wietrzny”, jak powietrze po burzy - czuję mocną świeżość skąpaną w lekkim kadzidle, trochę jak jakiś perfumowany płyn do płukania. Mam wrażenie, jakbym zapadała się w jakąś świeżo wypraną pościel, którą ktoś wyprał w sporej ilości proszku i płynu. I tu jest trochę problem – zapach ładny, ale na dłuższą metę trochę zbyt mydlany dla mnie. Bardziej mi pasował właśnie teraz, na chłodną porę, bo dawał takie poczucie świeżości i bezpieczeństwa, jakbym obserwowała ten porywisty wiatr zza szyby i wyobrażała sobie zapach jaki niesie. W zbyt dużej ilości zapach trochę mnie męczył, zawsze po jakichś 3-4 dniach używania robiłam krótką przerwę, a potem z chęcią do niego wracałam. Jest to też zapach typu unisex, nie jest stricte kobiecy i na mężczyznach także będzie dobrze pachniał.
Trwałość jest w porządku, wiadomo – jak to w przypadku perfum w wosku lub kremie. Czuję je przez 2-3 godziny lekko w tle, potem siła znacznie maleje i jeśli chcę czuć je na nowo, to trzeba dołożyć. W pudełeczku zapach jest bardzo intensywny, ale na skórze rozkłada się odpowiednio i nie dominuje.
Ciekawe te perfumy. Chociaż nie jest to mój zapach w stu procentach, to jednak jest na tyle nieoczywisty, że w niektóre dni naprawdę bardzo mi pasował i po prostu miałam ochotę go nosić. Nie jest płaski, fajnie ewoluuje i błądzi gdzieś pomiędzy orientalnymi aromatami a orzeźwiającym, chłodnym powietrzem. Nie wiem, być może jeszcze kiedyś za nim zatęsknię. Na ten moment jednak, jeśli chodzi nawet o perfumy tego samego producenta, to na pewno mam już innych faworytów.