Tigi Bed Head, Headrush Shine Adrenaline Mgiełka nabłyszczająca do włosów

Nabłyszczające produkty do włosów są u mnie w ciągłym obiegu . Traktuje je jako ostatni etap modelowania włosów . Przez moje ręce przewinęło się ich naprawdę sporo jednak takiego całkowitego ulubieńca jeszcze nie znalazłam . Nabłyszczacz Tigi dorzuciłam do wirtualnego koszyka w czasie buszowania w jednej z perfumerii internetowych . Nie miałam z nim nigdy wcześniej styczności więc z ciekawością podeszłam do testów . Nie jest to może nie wiadomo jaki cud warty zakupu za wszelką cenę ale też nie jest w moim przypadku całkowitym bublem. Opakowanie bardzo fajnie - taka różowa przyciągająca wzrok puszka z estetycznymi napisami i atomizer który działa bez zarzutu i uwalnia produkt dość delikatną mgiełką - chyba , że ściśniemy atomizer w opór wtedy mamy dość mocny strumień . Jest to nabłyszczacz oparty na alkoholu ale ja nie zauważyłam by jego regularne używanie przesuszyło moje włosy . Z obawy o nadmierne przetłuszczenie , bo jak wiadomo z produktami nabłyszczającymi przesadzać nie należy używam go naprawdę malutko i zawsze psikam z odległości co najmniej 30 cm wtedy efekt jest w porządku : włosy zyskują delikatnie lustrzany blask ( moje włosy są w odcieniu blondu więc nigdy nie zobaczę aż takiego efektu tafli jak na włosach ciemnych ) ale jest to blask widoczny . Dodatkowo nie zauważyłam by włosy po użyciu tego produktu robiły się sztywne w dotyku . Zauważyłam za to inną wadę : użycie tego preparatu sprawia , że faktycznie odbiera się włosom jeden dzień świeżości i to przeszkadza mi w nim najbardziej . Bo ani nie oblepia włosów ani nie sprawia , że robią się oklapnięte zaraz po aplikacji jednak jak widać ma w sobie coś co jednak te włosy obciąża a tego nabłyszczacz nie powinien robić . Ważna cecha w takich produktach to zapach i tutaj jestem zadowolona - pachnie landrynkowo ale nie dusząco i nie jest to zapach mocno alkoholowy , na swoich włosach wyczuwam ten zapach około 3 godzin , średni wynik ale moje włosy nigdy nie były dobrym nośnikiem zapachów . Podrażnienia skóry głowy po regularnym stosowaniu nie zauważyłam , natomiast efekt nabłyszczenia włosów jest widoczny do końca dnia . Ogółem to zwykły nabłyszczacz , żaden hit i nie sądzę bym kiedyś ponowiła zakup . Nie polecam go również z jakimś przesadnym entuzjazmem .

W zupełności zgadzam się z poprzedniczką. Nabłyszczacz Tigi kupiłam po obejrzeniu flmiku na YT w którym użytkowniczka wychwalała go pod niebiosa. (Porada dla mnie: nie ufać sponsorowanym recenzentom!) Niestety świeżo umyte włosy popsikane tym sprejem zlepiają się w smutne przyklapnięte strąki. Błyszczeć błyszczą, ale jest to raczej efekt błyszczących tłustych włosów. Koszmar. Jedyne zastosowanie to używanie spreju na plecione fryzury (tam nie ma co przyklapnąć). Już rok staram się zdenkować ten badziew, na razie bez skutku.

Dodałam go do katalogu ku przestrodze. Zachwycona szamponem i odżywkami Tigi chętnie i bez zastanowienia sięgnęłam po ich kosmetyki do modelowania. Dla mnie to totalna porażka. Przestrzegam też przed lotionem superstar aktywowanym ciepłem (odżywkę superstar bardzo lubię). Niby to nabłyszczacz ale nie umywa się do nabłyszczacza w sprayu Osis (Schwarzkopf Professional). Niby ma nie obciążać włosów a klapią po nim niemiłosiernie, ponadto wyglądają niechlujnie i bardzo szybko się przetłuszczają. Kiedy użyje się go za mało nie ma żadnego efektu poza tym, że włosy się bardzo szybko przetłuszczą i klapną, a jak się go da dużo, to będzie tani niechlujny połysk + powyższe. Szkoda na to pieniędzy, totalna PORAŻKA! Używam tego produktu od: Użyty kilka razy i na tym koniec. Ilość zużytych opakowań: 1