Iossi Maseczka do twarzy 'Czekolada i pomarańcza z czerwoną glinką' 

Jest to kolejna ciekawa propozycja od Iossi. Maseczka z glinką do samodzielnego wymieszania, więc trzeba być przygotowanym na pewne niedogodności czyli trochę bałaganu podczas zmywania jej z twarzy. W szklanym słoiczku znajdujemy bardzo drobną, wręcz sypką maseczkę w kolorze rdzawoczerwonym. Niestety nie pachnie tak jak wskazuje na to nazwa, czyli czekoladą i pomarańczą. Zapach jest typowo glinkowy, z lekkim aromatem czegoś ciepłego, jakby kakao. Dla tych, którzy maseczek z czerwoną glinką używają od dawna, nie będzie on zaskoczeniem. Maseczki nie trzeba wiele, żeby przygotować ilość odpowiednią na pokrycie całej twarzy. Ja akurat dawałam dwie czubate łyżeczki proszku, bo wolę nakładać maski glinkowe grubszą warstwą - cienka warstwa zdecydowanie za szybko wysycha, co w konsekwencji wysusza moją skórę nieco bardziej niż bym chciała. Grubsza warstwa u mnie pozwala na trzymanie maski na twarzy ok. 15 minut zanim zacznie wysychać. Do proszku wystarczy dodać zaledwie kilka kropel wody lub hydrolatu i otrzymamy gęstą maseczkę w kolorze płynnej mlecznej czekolady. Dobrze się ją nakłada, ja zawsze używam szerokiego pędzla do maseczek i nigdy mi nic nie spłynęło, chociaż trzeba wypracować odpowiednie proporcje dla siebie. Zmywa się bardzo łatwo, ale ciężko nie zrobić bałaganu w umywalce. Z uwagi na intensywny czekoladowy kolor, maseczka przy spłukiwaniu robi smugi i zacieki, ale za to bez problemu zmywa się ze skóry, nie barwi jej i dokładne oraz cierpliwe zmycie oznacza czystą skórę. Mimo to ten proces jest dość żmudny i trwa na pewno ze dwa razy dłużej niż zmywanie innych maseczek, no ale taki to urok glinkowych masek i trzeba to zaakceptować jeśli chce się ich używać. Efekty? Bardzo fajne, skóra po zmyciu maski jest niesamowicie czysta, rozjaśniona i wypoczęta. W dotyku mega gładka, do tego matowa i zrelaksowana. Maska do tego nie wysusza, a niestety mam do tego tendencję. Również łagodzi, wycisza stany zapalne jeśli jakieś są (u mnie standardowe przedokresowe gule). Koloryt jest ożywiony i ogólnie skóra wygląda na naprawdę wypoczętą. Bardzo podoba mi się ten efekt i chętnie sięgałam po maseczkę gdy miałam dłuższą chwilę na relaks. Jednak po dłuższym namyśle stwierdzam, że cena regularna to naprawdę sporo za dużo. Maseczka kosztuje ponad 50 zł i raczej w takiej cenie bym się na nią nie skusiła, nawet teraz jak już miałam okazję ją wypróbować i byłam zadowolona z efektów. Ja kupiłam maseczkę za prawie połowę mniej i to było dla mnie do zaakceptowania. Takie efekty jakie opisałam miałam zazwyczaj po maskach z glinką dobrej jakości i ta konkretna nie wybija się na ich tle aż tak fantastycznie żeby płacić ponad dwa razy więcej. W promocji - jak najbardziej, maska jest tego warta, bo świetnie działa na skórę. Na pewno warto po nią sięgnąć, zwłaszcza jeśli lubimy czerwoną glinkę. Tutaj w tym połączeniu z innymi składnikami sprawdza się ona znakomicie.

Uwielbiam maseczki w proszku - ulubiona woda dnia (mineralna, z kranu, hydrolat, you name it), maleńka miseczka albo zagłębienie dłoni i voila ! Maseczka gotowa. Glinki generalnie zawsze działają na mnie pozytywnie lub neutralnie. Polubiłam delikatność białej i lekką 'tłustość" czerwonej. Połączenie tych glinek z kakao i olejkiem ze skórki pomarańczy to wynalazek warty Nobla ! :) Moja skóra natychmiast się uspokoiła, pozostała aksamitnie gładka, satynowa i zrelaksowana. Na długo. Użyłam dopiero pierwszy raz, ale nie przewiduję zmian w reakcjach. Zapach wprawia mnie w błogostan. Prawdopodobnie zrezygnuję z innych maseczek.

Nie lubię masek, które trzeba zmywać i nie lubię masek z glinki - jedne i drugie zwykle mnie podrażniają. Tę dostałam, więc zużywam, ale niczym mnie nie uwiodła i nigdy w życiu nie przyszłoby mi do głowy dać za nią 55zł. Zapowiadało się dobrze. Maska bazuje na mieszance glinek: czerwonej i białej oraz kakao (miało to zapewne na twarzy wyglądać jak czekolada). Jej prosty skład jest całkiem przemyślany - to skład produktu dla wrażliwych i tłustych cer, z problemami. Czerwona glinka ma swoje zalety: zawiera najwięcej przeciwtrądzikowego żelaza ze wszystkich swoich sióstr. Działa oczyszczająco równie skutecznie, co zielona, ale bez jej drażniącego potencjału, uszczelnia naczynka i dostarcza skórze cennych minerałów. Jak gąbka chłonie nadmiar sebum, zanieczyszczenia i martwe komórki. Dodatek alantoiny łagodzi podrażnienia. Ale jest tam jeszcze inny składnik, mniej znany, a godny uwagi - balsam copaiba - i to o nim będzie dzisiejsza POGADANKA O CIEKAWYCH INGREDIENCJACH ;-) Balsam copaiba, to olejek eteryczny, wydestylowany z oleożywicy spływającej z nacinanych pni drzewa kopaiwa. Olejek ten jest tradycyjnym lekarstwem Indian Amazonii, stosowanym w przypadku wszelkich infekcji skóry, podrażnień, egzemy, opryszczki. Dzięki terpenom ma działanie przeciwzapalne, przeciwbakteryjne, przeciwgrzybicze i łagodzące. Skutecznie zwalcza bakterie Gram+, więc działa przeciwtrądzikowo. To, że masek z glinki nie lubię, nie oznacza że ich nie cenię. Niektóre glinkowe maski potrafią zdziałać prawdziwe cuda - już po jednym użyciu rozjaśnić i odświeżyć cerę tak, że wygląda jakby ktoś zdjął z niej szarawy woal. Tu niestety nic takiego się nie dzieje. Cera po zmyciu maski jest dokładnie taka sama, jak przed jej nałożeniem ... no, może trochę gładsza. Cóż ... mam nadzieję, że dzieją się z nią chociaż rzeczy, których nie widzę gołym okiem ;-) Aha! To nie prawda, że maska nie może wyschnąć. Jeśli ktoś nie ma skłonności do podrażnień, może spokojnie na to pozwolić, a jeśli ktoś nie lubi, najlepiej dodać do mieszanki trochę oleju.

Lubię maseczki do twarzy - te w proszku, płachcie, kremie, wszystkie. Tę od Iossi też lubię, ale nie zauważyłam, żeby na mojej skórze dawała spektakularne efekty. Twarz jest delikatnie wygładzona, i to w sumie tyle. Maseczka po przygotowaniu i zaaplikowaniu pachnie całkiem przyjemnie, choć ja tu wyczuwam tylko kakao. Skład jest dobry, ale szczerze mówiąc nie uważam by produkt był wart swojej ceny, skoro praktycznie taki sam efekt mogę uzyskać przez zmieszanie glinki, kakao, hydrolatu i kropli olejku eterycznego. Warto spróbować tej maski z czystej ciekawości, dla przetestowania, ale efektu wow raczej bym się nie spodziewała. To produkt jakich na rynku w tej chwili mamy mnóstwo.

Lubię maseczki glinkowe i kosmetyki Iossi także, dlatego postanowiłam kupić tę maseczkę. Jest to maseczka w proszku, należy ją rozrobić z niewielką ilością hydrolatu/wody, można dodać nieco oleju. Ja osobiście zwykle dodaję hydrolat różany i olej z pestek malin. Proszek ma delikatny zapach kakao. Maseczka ma bardzo fajną konsystencję po rozrobieniu (a samo rozrabianie jest procesem bardzo szybkim). Należy ją pozostawić na 5-10 minut, trzeba tylko uważać, żeby nie wyschła. Nałożona na twarz jak dla mnie nie pachnie czekoladą i pomarańczą (chociaż słyszałam, że tak jest) - nie jest to jednak dla mnie ważne. Co istotne, skóra po maseczce jest faktycznie gładziutka i uspokojona. Maseczka jest wydajna, wystarczy jedna mała łyżeczka proszku. Podsumowując, bardzo lubię tę maseczkę, ale nie jestem pewna czy kupię ją ponownie ze względu na cenę. To w końcu w większości glinka, a glinki można kupić za niższą kwotę. Co prawda reszta składników "robi robotę", bo maseczka jak już wspomniałam świetnie się na przykład nakłada, ale nie wiem czy jest to warte aż takiej różnicy. Same oceńcie :)