Kupiłam sobie ten balsam w zeszłym roku kiedy zdecydowałam się na większe zakupy z Estee Lauder. Naczytałam się o nim tyyyyle pozytywnych opinii, że pomyślałam - co może pójść źle? No niby nic.
Opakowanie wizualnie jest bardzo ładne, rozumiem, że część z kwoty którą płacę za produkt też na nie idzie, ale nie będę się rozwodzić o cenie, bo to Estee więc kosztuje ile kosztuje i tyle, jak mi nie pasi, to mogę przecież nie kupować. Także kwestia ceny jest dla mnie mniej istotna, ale jeśli placę, to wymagam, żeby opakowanie też ładnie wyglądało, no i tutaj wygląda.
Mamy pompkę, która działa bez zarzutu i tu też jest wszystko w porządku.
Mam jednak obiekcje do samego produktu, który według mnie robi... nic. I jest takim... niczym. Już wyjaśniam, skąd moja ocena.
Balsam ma kolor miodkowy (ale nieprzezroczysty) i jest średnio gęsty. Woń ma typową dla kremów tej linii, nie umiem wyjaśnić tego zapachu ale pachnie bardzo ładnie, przyjemnie, nienachalnie.
Kiedy kupowałam ten produkt byłam święcie przekonana, że kupuję po prostu balsam do twarzy, taki kremik, który moją skórę nawilży, okazało się jednak inaczej. Wyczytałam potem, że to jest produkt wielofunkcyjny, że jako krem będzie nawilżał, a z racji tego, że ma rozświetlające drobinki to można go nałożyć też na wszystkie miejsca na twarzy, które chcemy rozświetlić. No więc może się odniosę do tych wszystkich rzeczy:
Jako produkt rozświetlający - nałożony na całą twarz sprawia, że skóra wygląda na rozświetloną, ale nie jest to szlachetne, tylko właśnie widać te migoczące drobinki, druga sprawa jest taka, że rozświetlenie jest za małe, żeby nakładając na ten produkt jakikolwiek, nawet najmniej kryjący podkład móc to rozświetlenie spod podkładu zobaczyć, druga sprawa, na szczyty kości policzkowych na podkład też się nie nadaje, bo nie daje się go dobrze rozetrzeć, a rozświetlenia nie ma niemalże żadnego, także nie rozumiem, o co tu miało chodzić.
Sprawą nadrzędną dla mnie było jednak używanie go jako krem nawilżający, no tutaj to poległ na całej linii. Mam skórę mieszaną w stronę suchej skłonną do odwodnienia. Ten kosmetyk nałożony na moją skórę wchłania się niemalże natychmiastowo, ale nie czuję żadnego nawilżenia, jak dotknę twarzy dłonią to czuję miękkość (silikony of kors), ale skóra jest ściągnięta i by chciała jeszcze się czegoś napić (nadmienię, że nakładam pod spód jeszcze tonik i esencję nawilżającą z kwasem hialuronowym, więc krem powinien już być tylko zamknięciem tej bazy, ochroną przed ucieczką tej wilgoci), a jednak nie - po nalożeniu czuć go na buzi, tak jakby była oklejona jakąś warstwą, nie jest to miłe uczucie. ALE mało tego - jeśli zastosujemy go samodzielnie zamiast kremu (bo tak bym podejrzewała że należy go używać przecież ) to podkład rozprowadza się na nim okropnie, wchodzi w zmarszczki, całość wygląda strasznie sucho i płasko i tak bez życia. Nakładałam na niego co najmniej 6 podkładów i tak jak z najzwyklejszym innym kremem one wyglądają dobrze, tak mając ten balsam pod spodem sprawiają, że skóra wygląda na zmęczoną, podkład już przy aplikacji się smuży, włazi w pory, tak jakby skóra była mega sucha (o czym już wcześniej wspomniałam, że brak w tym balsamie nawilżenia). Na pewno nie ma efektu waken up skin, co to, to nie, moi Mili.
Bardzo żałuję, że kupiłam ten kosmetyk, bo jest zupełnie do niczego, nie ma konkretnego zastosowania, a żeby go zużyć będę musiała się namęczyć i to mocno. Nie rozświetla, ani nie nawilża jak powinien, podkład na nim nie wygląda dobrze już podczas nakładania, a świetlistości temu podkładowi nie dodaje wcale. Także ja jestem na nie i więcej tego nie kupię. Zmarnowane pieniądze.
P.S. Nie mogę powiedzieć nic o wydajności, bo ze względu na swoje słabe właściwości używam go tak rzadko, jak tylko się da...
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie