Naczytawszy się "ochów i achów" na temat tego zapachu postanowiłam dać upust swej zapachowej próżności i....zamówiłam :)
I oto trzymam w dłoni grawerowaną kulę opatrzoną długim koreczkiem, na szycie którego błyszczy dumnie listeczek.
Flakon wypełniony jest płynem w kolorze ciemnego bursztynu ( ciemniejszy niż na zdjęciu ze zgłoszenia), dodatkowo trzeba go było odwinąć z efektownego brązowego woreczka :)
I już samo patrzenie na ów flakon zmusza do pozytywnego myślenia na temat zapachu ...
Przyznam szczerze, że jest to najcudowniejszy, najbardziej intrygujący i najciekawszy w słodkiej kompozycji zapach, jaki do tej pory spotkałam.
I tak od pierwszego psiknięcia przywitał mój nos aromat ciepłego, lejącego, gęstego miodu....wirującego w kadzi, parującego, przygotowującego się do rozlania wielką chochlą w słoje. Bardzo pozytywne wrażenie tym bardziej, że mam dzisiaj zły humor i jakoś wiele rzeczy i ludzi mnie irytuje...
Następnie poczułam coś jakby delikatny akcent pierników, który zaraz sobie poszedł, najwidoczniej zagarnięty zdecydowaną dłonią ciemnej czekolady i odrzucony gdzieś w tył....
Czekolada z miodem ustawiła się do tańca. Pokłon...rzucenie powłóczystego spojrzenia w stronę partnera i zaczyna się przedstawienie, zakłócone po godzinie pojawiającym się ponownie w zasięgu wzroku delikatnym korzenno-pierniczkowym akcentem, który tym razem trzyma za dłoń gorące, kandyzowane owoce. To one przyciągają uwagę wszystkich receptorów węchowych, bo płoną, pląsają na skórze, wiją się, kusząc swoją obecnością miód, czekoladę i gorący obłok o zapachu pysznego, najprzedniejszego wina....
Mmm.... zapach słodki. B ardzo słodki, ale nie mdlący, nie nachalny, nie denerwujący - absolutnie.... to słodycz uzależniająca.
Doprawdy...trudno go porównać do czegokolwiek, bo według mnie to zapach niespotykany.
Gorący, miodny, czekoladowo-owocowo-winny....raz jawiący się zapachowo jako bomboniera z najdroższymi na świecie, ręcznie formowanymi czekoladkami dla dorosłych...a raz jako puchate stworzenie o nieokreślonym kształcie, miłe i cieplutkie, na którego widok ręce same rwą się do przytulania i całowania :)
Aromat miodu miesza się z czekoladą i lekkim korzennym akcentem. Gdzieś po drodze mijają ulotną kwaskowatość - tak tylko dla złagodzenia wrażeń, by zaraz przejść w grzane wino - tak smaczne, że chce się trzymać gorącą lampkę tego trunku w dłoni całą noc dyskutując, przytulając się do ukochanej osoby lub po prostu podwijając puszysty ciepły golfik pod sam nos i tak trwać i trwać... chłonąc tę słodycz, upajając się nią do białego rana, łaknąc jej i chcąc wręcz pogryźć siebie samego :)
Smakowitość, która ewoluuje delikatnie po godzinie w nieco inną słodycz - nie gubiąc po drodze ani jednej miodowej kropli, zbierając jewszystkie jedynie do jednego kielicha razem z winem, pralinkami, płatkami kwiatów i gorącym sokiem z owoców.
Kupiłam sporą pojemność - zapach w sam raz na chłody, a idealny wręcz na mrozy, których jeszcze nie ma... ale na pewno przyjdą, a jeśli nie tak ostre, to na pewno zdarzą się jeszcze tej zimy sytuacje gdy będę łaknąć zapachowego ciepła, słodyczy i czułośći .
Myślę, że właśnie wtedy sięgać będę po Ginestet - jest do takich zadań idealny...pociesza, poprawia humor, intrytguje, otula, grzeje, osładza :)
Recenzja przydługa i przynudnawa, bo i też nie potrafię ładnie opisywać zapachów. Ale o tym zapachu można pisać istne elaboraty albo jeśli kto bardzo oszczędny w słowach, to może zamknąć go jednym słowem: pięęęękny :)
Używam tego produktu od: dwa tygodnie
Ilość zużytych opakowań: rozpoczęte 100 ml