Zacznę może od tego, że tusz kosztuje w tej chwili jakieś 170 PLN, nie 130, co jest bezpośrednią przyczyną, dla której raczej się już na niego nie zdecyduję - nie potrafię uzasadnić wydania takiej kwoty na kosmetyk, który należy co trzy/cztery miesiące wymieniać, nawet jeśli uważam go za najlepszy w swojej kategorii.
Ten zresztą starczyłby pewnie na dłużej - jest wyjątkowo wydajny i nawet pod koniec stosowania nie zauważyłam, żeby wysychał, nie zbija się też w żadne grudki, nie zmienia konsystencji. Rozprowadza się bardzo równo - szczoteczka za każdym razem nabiera idealną ilość tuszu o dość mokrej formule, która równomiernie pokrywa każdą rzęsę niespotykaną lśniącą czernią. Maskara zdecydowanie wydłuża, rozdziela i podkręca, pozostawiając rzęsy bardzo elastycznymi - jest bardzo "wygodna" (?) w noszeniu, jeżeli ma to w ogóle sens: nie obciąża rzęs, wydają się wręcz odżywione (również po zmyciu). Raczej nie pogrubia, choć można zbudować trochę więcej objętości nakładając kilka warstw. Nie jest trudna do zmycia, a przy tym doskonale wytrzymuje cały dzień i całą noc bez osypywania się - to pierwsza maskara, z jaką miałam do czynienia, która w ogóle się nie kruszy ani nie rozmazuje w trakcie noszenia i w dodatku nie sprawia problemów przy demakijażu.
Opakowanie jest w mojej ocenie naprawdę piękne i solidnie wykonane, a na ogół jestem raczej nieprzychylna wobec opakowań tej marki (kiczowate, szybko się psują), natomiast na pewno nie jest ono praktyczne - zajmuje sporo miejsca, niełatwo zmieścić go w mniejszej kosmetyczce.
Za dość kontrowersyjną cechę uważam zapach tego tuszu - owszem, jest naprawdę przyjemny i na pewno wyróżnia go na tle wszystkich innych produktów tego typu (nie zdarzyło mi się ani wcześniej, ani później stosować tak intensywnie perfumowanej maskary).
Warto jednak zauważyć, że składniki zapachowe mają na ogół działanie drażniące nawet, jeśli znajdują się w zwykłym kremie, dlatego nie rozumiem, skąd pomysł by zastosować je w tuszu do rzęs, mając na uwadze, jak delikatne i wrażliwe są okolice oka. Co prawda nie uczulił mnie ani razu i, tak jak wspomniałam, był bardzo komfortowy w noszeniu, ale przy dłuższym stosowaniu mógłby wywołać nieprzyjemną reakcję, stąd w tym przypadku uważam tę właściwość za wadę.
Poza tym raz jeszcze - cena. Jestem świadoma, z czego wynika, natomiast wciąż nie znajduję dla niej stosownego uzasadnienia, biorąc pod uwagę liczbę doskonałych drogeryjnych maskar na rynku (całkiem podobna do tej jest moim zdaniem Define-A-Lash z Maybelline).
Używam tego produktu od: używałam ok. roku temu
Ilość zużytych opakowań: jedno